|
Bożena Szal-Truszkowska
Przyczynek do dziejów najstarszego tytułu prasowego na obecnym rynku kaliskim. |
 |
Autorka artykułu red. Bożena Szal-Truszkowska |
"Ziemia Kaliska” -
najstarszy i najdłużej (od 1957 roku) ukazujący się na kaliskim rynku tytuł
prasowy – nie doczekała się dotąd naukowego opracowania swych dziejów. Niniejsza
rozprawa też nie ma ambicji wyczerpania tego tematu. Powstała ona wyłącznie z
potrzeby sprostowania (daleko odbiegających od prawdy!) stwierdzeń, jakie
znalazły się w artykule Haliny Tumolskiej Społeczne funkcje prasy kaliskiej
po transformacji ustrojowej, zamieszczonym w poprzednim tomie "Rocznika Kaliskiego”. Moje zastrzeżenia dotyczą jednak wyłącznie fragmentu wstępu do tychże rozważań, który przybrał formę autorskiej dygresji na temat "ZK”,
usprawiedliwiającej pominięcie tego, niewątpliwie najważniejszego na kaliskim
rynku, tytułu prasowego w rozprawie pod tak ambitnie acz mocno "na wyrost”
sformułowanym tytułem. (1).
Autorka rozprawy
najprawdopodobniej została wprowadzona w błąd przez jednego z ostatnich
redaktorów naczelnych "ZK” (inicjatora związania "Ziemi” z poznańskim
dziennikiem), który konsekwentnie – choć wbrew oczywistym faktom - próbuje
lansować pogląd, iż pod jego kierownictwem pismo osiągnęło apogeum rozkwitu.
Opinie te, które autorka bezkrytycznie (zapewne w dobrej wierze?) powtarza, a
także pozornie logiczne acz absurdalne wnioski, jakie stąd wyciąga – zdają się
być tylko prostą konsekwencją przyjęcia za pewnik tego pierwszego i
podstawowego, a niestety ewidentnie fałszywego założenia. A ponieważ "Rocznik
Kaliski” uchodził zawsze za rzetelne i wiarygodne źródło wiedzy, jakaś forma
sprostowania stała się w tym przypadku wręcz niezbędna.
Już w pierwszym zdaniu
na temat "ZK”: Od 1957-1998 "Ziemia Kaliska” – w latach dobrej prosperity
dziennik, później tygodnik, cieszący się znaczną poczytnością, była monopolistą
na rynku kaliskim... (2) - autorka błędnie podaje, że gazeta powstała
jako dziennik, a potem niejako tracąc popularność stała się tygodnikiem, co
dokładnie rozmija się z prawdą. A ponadto przeczy wszelkim prawidłom rozwoju
prasy lokalnej, szczególnie w epoce PRL-u (tak niewdzięcznej dla rozwoju
mediów!)
 |
Nagłówek pierwszego numeru miesięcznika Ziamia Kaliska |
"Ziemia Kaliska”
narodziła się wiosną 1957 roku – na fali tzw. "odwilży” i popaździernikowych
przemian – w wyniku starań grupy miejscowych społeczników jako miesięcznik.
Dopiero później przekształciła się w dwutygodnik (1959), a następnie
tygodnik (1965.). Powstanie lokalnego dziennika w tamtych czasach (m.in. ze
względu na limity papieru i małe możliwości drukarń, kwestie polityczne i
cenzuralne, brak rynku reklam, no i oczywiście sprawy finansowe) było po prostu
niemożliwe. Dziennikiem tak naprawdę "ZK” nigdy nie była i nadal nie
jest! Można ją co najwyżej uznać za formę mutacji codziennej prasy
poznańskiej. Tego typu wydawnictwa, mocno zakorzenione nad Prosną w latach
międzywojennych, po II wojnie nie odgrywały już w Kaliszu tak istotnej roli.
(Szerzej na ten temat nieco później). Nie była też "ZK” klasycznym
monopolistą, co również wyjaśni się w dalszym ciągu rozważań. (Wyliczanie tu
innych pomniejszych błędów chyba nie ma sensu.)
Jednak sprostowanie
przynajmniej podstawowych faktów, odtworzenie towarzyszących im okoliczności czy
też przypomnienie ludzi, którzy z niemałym zaangażowaniem je kreowali, wydaje
się ważne co najmniej z kilku względów. Po pierwsze - "Ziemia Kaliska” przez
ponad pół wieku żywo uczestniczyła w życiu miasta i regionu, toteż
przekłamywanie jej losów jest de facto fałszowaniem historii regionu w ogóle. Po
drugie - będąc prawdziwym fenomenem prasowym, "ZK” niestety nigdy nie stała się
przedmiotem poważniejszych badań naukowych i nie doczekała się nawet skromnego
opracowania swych dziejów. (3) A stało się to chyba na zasadzie, że
"szewc chodzi bez butów”, bo przecież z tym periodykiem byli związani niemal
wszyscy kaliscy historycy starszego i średniego pokolenia, a także okazjonalni
badacze dziejów miasta i regionu oraz inni ludzie pióra. Wielu z nich
debiutowało na łamach "ZK”, drukowało tu fragmenty swych rozpraw, udzielało
wywiadów dziennikarzom, a także przysyłało swoje książki do recenzji. (4)
Po trzecie - "Ziemia Kaliska” przez ponad pół wieku traktowana była jako
swoiste "wspólne dobro”, pismo wszystkich kaliszan, którzy mocno się z nim
identyfikowali. Wystarczyło wspomnieć (np. z okazji kolejnych jubileuszy
redakcyjnych) kilka nazwisk ludzi zasłużonych dla gazety i dla miasta, aby
wielokroć więcej osób obraziło się, że o nich zapomniano... I poniekąd słusznie!
(5) Być może to właśnie z obawy przed tymi emocjami, nikt z historyków
nie miał odwagi zabrać się za zgłębianie dziejów "ZK”.
Początki "ZK” są na
szczęście stosunkowo dobrze znane i udokumentowane, a także często przywoływane
- choć raczej w okolicznościowych wspomnieniach niż tekstach, które można by
uznać za naukowe - co jednak nie podważa ich wiarygodności. Zwłaszcza, że są to
relacje bardzo konsekwentne, poparte konkretnymi świadectwami, firmowane przez
inicjatorów powstania pisma i dziennikarzy przez wiele lat z nim związanych.
(6)
 |
Władysław Kościelniak |
Najczęściej i przy
różnych okazjach opisywał początki "ZK” jeden z jej współtwórców (dziś już
jedyny żyjący z tego grona) a zarazem wieloletni współpracownik redakcji (nestor
w tym kręgu!); z zawodu artysta-grafik, z zamiłowania historyk, gawędziarz,
publicysta i felietonista, Władysław Kościelniak. W swej najnowszej
książce tak pisze o korzeniach pisma: Pomysł wydania
pisma z prawdziwego zdarzenia narodził się w kołach inteligencji kaliskiej,
działaczy społecznych i kulturalnych, których ambicją było nawiązanie do pisma
pod tym samym tytułem wychodzącego w latach 1930-33. Powołano Komitet
Założycielski, składający się z 26 osób z Kalisza, Konina, Turku, Słupcy i Koła,
później także z Ostrowa, Ostrzeszowa i Pleszewa. Z czasem wyłoniło się węższe
kolegium redakcyjne... (7)
Tu godzi się wyjaśnić,
że przedwojenna "Ziemia Kaliska” także narodziła się z inicjatywy społeczników,
skupionych w kaliskim Towarzystwie Przyjaciół Książki. Pismo, określające się
jako "Miesięcznik regionalny”, najwięcej miejsca poświęcało historii i
tradycjom kulturalnym Kalisza i Ziemi Kaliskiej. A skupiało w kręgu swych
współpracowników wiele znakomitych postaci – m.in. prof. Alfonsa Parczewskiego
(rektora Uniwersytetu Warszawskiego i Wileńskiego), ks. Jana Sobczyńskiego (z
zamiłowania historyka), Władysława Kwiatkowskiego, Stefana Dybowskiego
(cenionych publicystów), Mieczysława Szarrasa (pełniącego też funkcję prezydenta
miasta) i wielu innych. Pierwszy numer ukazał się w kwietniu 1930 roku, w tym
samym roku wyszło jeszcze 7 edycji, a w dwóch kolejnych latach już tylko po
dwie. Potem – z uwagi na kłopoty finansowe – pismo przestało wychodzić. Niemniej
zapisało się w dziejach kaliskiej prasy bardzo chwalebnie (8), no i stało
się wzorcem dla powojennej "ZK”, która podobnie stawiała swoje pierwsze kroki.
W składzie Komitetu
Założycielskiego "ZK” z 1957 roku znalazło się też wiele ogólnie szanowanych
osób z kręgu ówczesnej kaliskiej inteligencji: Wacław Klepandy (regionalista,
kierownik kaliskiego muzeum, działacz PTTK), Józef Korcala (profesor kaliskich
szkół średnich, znawca języków i kultur klasycznych), Aniela Wende (nauczycielka
historii, wieloletnia prezeska Kaliskiego Towarzystwa Historycznego, matka
późniejszego senatora Edwarda Joachima Wendego), Tadeusz Pniewski (dr nauk
medycznych, twórca kaliskiej stacji krwiodawstwa, autor cennej wspomnieniowej
książki "Kalisz z oddali”), Henryk Wrotkowski (dr nauk humanistycznych,
wieloletni dyrektor Studium Nauczycielskiego w Kaliszu) i jeszcze wiele innych
zasłużonych postaci, które będą przywoływane w dalszych częściach tego
opracowania. (9)
W ulotce, anonsującej
ukazanie się pisma, jego inicjatorzy napisali: Niżej podpisany
Zespół, kierowany gorącym pragnieniem podniesienia życia kulturalnego naszego
miasta i regionu kaliskiego, podejmuje słuszną i niewątpliwie pożądaną przez
ogół inicjatywę powołania do życia regionalnego miesięcznika
kulturalno-społeczno-gospodarczego pod nazwą "Ziemia Kaliska”.
Jesteśmy głęboko
przeświadczeni o konieczności powstania takiego czasopisma, które nie tylko
wniesie nowe wartości w ubogie życie kulturalne naszego regionu, ale stanie się
również poważnym czynnikiem mobilizującym wszystkich ludzi dobrej woli dla
dokonywującego się w kraju doniosłego dzieła odnowy i przebudowy naszego życia
narodowego w duchu prawdy i szczerego humanizmu, któremu wielkie dni "Polskiego
Października” przywracają pełne prawa obywatelskie.
Czasopismem tym,
nawiązującym do postępowych tradycji międzywojennego periodyka "Ziemia
Kaliska”, chcemy trafić do szerokich rzesz ludności zarówno miejskiej jak i
wiejskiej. Ambicją naszą i dążnością jest poruszanie najistotniejszych zagadnień
aktualnych dla naszego regionu. Z projektowanego czasopisma pragniemy stworzyć
trybunę, dostępną dla wszystkich mieszkańców Ziemi Kaliskiej. (10)
Warto tu zwrócić uwagę
na emocjonalny ton ulotki, głębokie przekonanie autorów o pełnieniu ważnej misji
politycznej i społecznej - wraz z pełną świadomością uwarunkowań, w jakich
działają. Stąd zapewne odwoływanie się do "postępowych tradycji”, próba
kreowania pisma na swoistą "trybunę ludu” czy też manifestowanie naiwnej wiary,
że październikowe przemiany będą trwałe. Autorzy tego apelu mieli więc
świadomość, że realizacja ich planów nie będzie łatwa; a jednak marzyło im się
pismo samodzielne, niezależne politycznie i finansowo. W ulotce przedstawili
nawet (z pozoru bardzo rozsądną) kalkulację ekonomiczną, z której wynikało, że
przy cenie pisma w wysokości 5 złotych i 3 tysiącach stałych kwartalnych
prenumeratorów redakcja powinna się utrzymać. A barierę reglamentacji papieru
proponowali pokonać poprzez wzmożoną zbiórkę makulatury, zachęcając do tego
wszystkich mieszkańców miasta.
Wszystkie te
kalkulacje – jak się szybko okazało – były dość naiwne. Głos elit najwyraźniej
nie dotarł wówczas do szerszych kręgów kaliszan. Losy pisma zostały więc
uzależnione od dobrej woli władz miasta, które od początku wspierały tę
inicjatywę, ale też chciały mieć nad nią kontrolę. Czego najlepszym dowodem jest
fakt, że redakcja otrzymała pierwszy własny lokal w budynku, w którym rezydowały
najwyższe władze lokalne, Komitet Miejski Polskiej Zjednoczonej Partii
Robotniczej (PZPR). (11). Deklaracja założycieli "ZK” stała się jednak
na długie lata swoistym "credo” dla kolejnych zespołów redakcyjnych,
lawirujących między dążeniem do niezależności pisma i wolności słowa, a – mniej
lub bardziej usłużną – współpracą z władzami. Dzięki temu "ZK” przetrwała nawet
najtrudniejsze lata PRL-owskich kryzysów, ale także pomału zdobywała sobie
sympatię czytelników, którzy potrafili świetnie "czytać między wierszami”. I
tak stała się najpopularniejszym, a z czasem także najtrwalszym i najdłużej
ukazującym się nieprzerwanie tytułem prasowym w Kaliszu. (12)
Zanim jednak ukazał
się numer 1 obecnej "Ziemi Kaliskiej”, już w pierwszych latach po zakończeniu
II wojny światowej ukazywały się w Kaliszu mutacje poznańskiej prasy codziennej.
W 1946 roku pojawił się "Kurier Kaliski”, redagowany przez Józefa Wojtysia i
Eligiusza Walczaka jako mutacja "Głosu Wielkopolskiego”; w 1950 zastąpiła go
"Gazeta Kaliska” czyli mutacja "Gazety Poznańskiej”, która była oficjalnym
organem prasowym Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Poznaniu. Oba kaliskie wydania
różniły się od poznańskich dzienników (poza samymi tytułami) tylko tym, że jedną
stronę (czasem nawet niepełną) poświęcały na wiadomości kaliskie i regionalne.
"Kurier” skupiał się głównie na tematyce gospodarczej i samorządowej, "Gazeta”
poruszała podobne zagadnienia ale w kontekście realizacji polityki Partii.
Ponadto w latach 1947-49 na podobnych zasadach ukazywał się "Głos Kaliski” –
mutacja "Głosu Robotniczego” z Łodzi. (13) Jakkolwiek niektóre z tych
tytułów miały znaczne nakłady (np. "Gazeta” około 8 tysięcy), można
przypuszczać, że był to kolportaż w znacznej mierze wymuszony przez organizacje
partyjne lub nawet opłacany przez zakłady pracy. Na pewno tego typu prasa nie
zaspokajała oczekiwań kaliskich elit. Czego wyrazem były próby tworzenia nowych
periodyków. "Ziemia Kaliska” nie była tu wyjątkiem. Nieco wcześniej wydano,
także dość ambitnie pomyślany, biuletyn PTTK "Poznaj Ziemię Kaliską” (14).
Tak więc określenie monopolista w stosunku do "ZK” od początku rozmija
się prawdą.
 |
Red. Michał Płociński |
Historyczny pierwszy
numer "Ziemi Kaliskiej” ukazał się 1 maja 1957 roku. Poprzedziły go
wielomiesięczne dyskusje i przygotowania. Jak wspomina Michał Płociński,
jeden z członków Komitetu Założycielskiego "ZK”, pierwsze konkretne prace
redakcyjne podjęli ludzie już z pewnym doświadczeniem dziennikarskim: Apoloniusz
Zawilski, kierownik literacki Teatru W. Bogusławskiego w Kaliszu, przedwojenny
redaktor "Bellony”; Mieczysław Leń, profesor gimnazjalny, w czasie studiów
współpracownik poznańskich dzienników; Józef Wojtyś i Leon Michalski, obaj także
współpracownicy dzienników (pierwszy jeszcze przed wojna, drugi po wojnie.)
(15) Oczywiście był w tym gronie także sam Michał Płociński, jako jedyny w
tym środowisku profesjonalny dziennikarz, kierujący podówczas kaliskim oddziałem
"Gazety Poznańskiej”, a potem wieloletni redaktor naczelny "ZK”. Jak wynika z
innych relacji, rolę fachowego konsultanta pełnił także Michał Misiorny,
bywający w Kaliszu głównie jako recenzent teatralny, w ostatnich dekadach PRL
uchodzący za czołowego publicystę kulturalnego w Polsce.
 |
Okładka pierwszego numeru ZK |
Pierwszy numer "ZK”
przygotowany był fachowo i starannie. Jego prawdziwą ozdobą były nazwiska dwojga
znakomitych twórców, związanych swymi rodowodami z Kaliszem: Tadeusza
Kulisiewicza, artysty wówczas już światowej sławy, którego grafika (z kościołem
św. Józefa i basztą "Dorotką”) zdobiła okładkę pisma i Marii Dąbrowskiej, która
napisała do redakcji piękny list, rozpoczynający się od słów: - Bardzo się
ucieszyłam, że Kalisz będzie miał swoje pismo. Jestem dzieckiem ziemi kaliskiej.
Z jej okolic i z samego Kalisza czerpałam natchnienie do moich książek:
"Uśmiech dzieciństwa”, "Ludzie stamtąd” oraz "Noce i dnie”. Ta ziemia
kształtowała moje poczucie artystyczne, styl i język mojej całej twórczości. I
choć dawno opuściłam kaliskie strony rodzinne, zawsze kocham je z rzewną
pamięcią i wdzięcznością... W dalszych refleksjach pisarka przypomniała
wielowiekowe rodowody, historyczne znaczenie i cenne tradycje kulturalne
Kalisza; a zakończyła lirycznym wyznaniem wraz apelem do redaktorów "ZK”:
(...) Pielęgnujcie w Waszym piśmie te tradycje dla młodego pokolenia, które tak
mało wie o dziejach ojczystych. Dla mnie Kalisz jest już tylko snem dzieciństwa
i pierwszych lat młodości. Lecz w tym śnie – jest miastem najpiękniejszym na
świecie. Miastem o najpiękniejszym parku, najpiękniejszej rzece,
najpiękniejszych ulicach, mostach, najpiękniejszych nocach i dniach. (16)
Do tych słów-drogowskazów redakcja potem odwoływała się przez długie lata,
choć nie zawsze klimat do ich realizacji bywał przychylny.
 |
Józef Korcala, pedagog, działacz społeczno-kulturalny, kierownik literacki w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego, współzałożyciel i redaktor „Ziemi Kaliskiej”, pośmiertnie odznaczony tytułem Zasłużony dla Miasta Kalisza |
Pierwszy numer "Ziemi
Kaliskiej”, jak wynika ze stopki, zredagowało kolegium, w którego składzie
znaleźli się ludzie już wcześniej wspominani w tych rozważaniach (m.in. jako
założyciele pisma): Wacław Klepandy, Józef Korcala, Władysław Kościelniak (tu
jako redaktor techniczny, a więc twórca szaty graficznej pisma). Z tego samego
kręgu wywodził się także pierwszy redaktor naczelny "ZK”, Jerzy Kuczyński
(z wykształcenia ekonomista i prawnik, wieloletni dyrektor Przedsiębiorstwa
Wodno-Melioracyjnego w Kaliszu; z zamiłowania społecznik i publicysta), a także
Jerzy Kwieciński (publicysta i fotografik), figurujący w stopce jako
"przedstawiciel w Warszawie”. W tym gronie pojawił się też Stanisław Szypulski.
Według relacji twórców "ZK”, pełnił on w kolegium nieformalną rolę cenzora.
(Chyba jednak nie był zbyt dokuczliwy, bo wiele lat później odwiedzał jeszcze
towarzysko redakcję). Dość podobną funkcję spełniał Waldemar Wróbel, także
figurujący w składzie pierwszego kolegium, który był swoistym łącznikiem
pomiędzy redakcją a Arturem Sowadskim, podówczas ważną postacią w Urzędzie
Kontroli Prasy w Warszawie. (Sowadski przed wojną właściciel kaliskiej garbarni,
był także wydawcą "Przeglądu Kaliskiego” oraz autorem kilku tomików poezji. Po
wojnie mocno wspierał dążenia kaliszan do wydawania własnego pisma.)
 |
Red. Mieczysław Leń |
Bez wątpienia
najważniejszą postacią w pierwszych dekadach kształtowania się i rozwijania
"Ziemi Kaliskiej” był jednak Mieczysław Leń. Jego nazwisko pojawia się
oczywiście w komitecie założycielskim, a w pierwszym składzie kolegium figuruje
już jako "sekretarz redakcji”. I taką też – skromną, niewidoczną, niedocenianą,
acz niezwykle ważną i odpowiedzialną rolę – pełnił potem nieprzerwanie przez
ponad 20 lat. Podczas gdy kolejni redaktorzy naczelni zabiegali o dobre relacje
z władzami, a także środki na wydawanie pisma, przydziały papieru czy dostęp do
drukarni, wytyczając tylko ogólną linię "ZK” - popularny "Miecio” załatwiał
całą "mrówczą robotę”. Planował zawartość poszczególnych numerów pisma,
zamawiał materiały na określone tematy; szukał i pozyskiwał współpracowników,
uczył ich "pisać do gazety”; poprawiał, adiustował i makietował teksty; wysyłał
gotowe już materiały do drukarni w Poznaniu, czuwał nad korektą, pilnował
harmonogramu druku i kolportażu itp. A przede wszystkim nieustannie przypominał
kolejnym pokoleniom autorów współpracujących z "ZK”, jakie było pierwotne
przesłanie pisma. Mimo tylu obowiązków, znajdował też czas na rozmowy z
czytelnikami, którzy przychodzili do redakcji poskarżyć się, ponarzekać, zapytać
o radę, albo wręcz prosić o pomoc. Niezwykle życzliwy ludziom, bardzo popularny
i mający dobre kontakty we wszystkich środowiskach, redaktor Leń zawsze potrafił
sensownie coś doradzić lub przynajmniej pocieszyć, a czasem nawet załatwić
konkretną pomoc. (Z czasem z tych doraźnych porad wyrosła już profesjonalna
Poradnia Prawna "ZK”, gdzie dyżurowali młodzi prawnicy, bezinteresownie
przyjmując ludzi, którzy potrzebowali pomocy prawnej.) Dzięki takim kontaktom
zespół redakcyjny miał pełną świadomość problemów, jakie nękają mieszkańców
miasta i regionu, o których - ze względów cenzuralnych - nie zawsze można było
publicznie mówić, ani tym bardziej pisać. A gazeta cieszyła się coraz większą
popularnością i zaufaniem.
 |
Red. Marek Truszkowski |
Mieczysław Leń był też
odpowiedzialny za kolportaż pierwszego numeru "Ziemi Kaliskiej”, który ukazał
się w nakładzie 5 tysięcy egzemplarzy (17), a sprzedawali go na ulicach
kaliscy harcerze w dniu tradycyjnego Święta Pracy (1 maja 1957 roku). Jak
wspomina jeden z nich, Marek Truszkowski (kilka lat później dziennikarz "ZK”),
po zakończeniu 1-majowego pochodu redaktor Leń czekał na młodych kolporterów pod
teatrem, w pobliżu schodów prowadzących nad Prosnę, aby zebrać od nich
pieniądze. Na pytanie, co zrobić z niesprzedanymi egzemplarzami, podobno
odpowiedział: - Zróbcie sobie papierowe łódki i puśćcie na wodę... I tak też się
stało. Chłopcy w harcerskich mundurkach, siedząc na kamiennych schodach pod
teatrem, spławili nadwyżkę pierwszych numerów "ZK” z nurtem Prosny. A
gawędziarze po latach potraktowali ten epizod jako zapowiedź ekspansji gazety na
cały region.
Wydawanie lokalnego
pisma bez stałego budżetu i etatowego zespołu, wyłącznie wysiłkiem małej grupy
społeczników i przy wsparciu niewiele szerszego kręgu entuzjastów - nie było
jednak rzeczą łatwą. Stąd też kolejne numery ukazywały się nieregularnie: w 1957
roku wyszło 5 edycji (nr 1- 5/8), a w 1958 - 7 edycji (nr 1/2 - 8); a nakłady
systematycznie malały. W 1959 roku pismo przez 4 pierwsze miesiące w ogóle się
nie ukazywało, aby niespodziewanie odrodzić się znów 1 maja już jako...
dwutygodnik. (18)
Tę niestabilność pisma
w pierwszych latach potwierdza też zmienny skład zespołu i kolegium
redakcyjnego, które formalnie firmuje wydawanie pisma w okresie, kiedy w stopce
brak nazwiska redaktora naczelnego. (Tu warto przypomnieć, że redaktor naczelny
ponosił pełną odpowiedzialność za każde słowo opublikowane na łamach, toteż
raczej nie było wielu chętnych do podjęcia się tej niewątpliwe zaszczytnej ale
także mocno kłopotliwej funkcji). Po Jerzym Kuczyńskim, który pozostał jeszcze
kilka lat w zespole (jako kierownik działu historyczno-kulturalnego) i okresie
"bezkrólewia” pod koniec 1959 roku oficjalnie kolejnym redaktorem naczelnym
został na krótko Jan Kraśny, pełniący wówczas także rolę przewodniczącego
Miejskiej Rady Narodowej w Kaliszu. Co wiązało się z nieformalnym acz faktycznym
przejęciem roli wydawcy pisma przez Rady Narodowe Miasta i Powiatu Kaliskiego, a
jednocześnie z pozyskaniem dla redakcji stałych dotacji z kaliskich zakładów
pracy oraz wzmocnieniem zespołu redakcyjnego przez młode kadry dziennikarskie z
Poznania. (19)
 |
Red. Bohdan Adamczak |
Z tej właśnie
poznańskiej grupy wywodził się m.in. Bohdan Adamczak, który objął funkcję
redaktora naczelnego dwutygodnika "ZK” w połowie 1960 roku, a także Maciej
Maria Kozłowski, który okresowo zastąpił go (na kilka miesięcy) na tym
stanowisku w początkach 1961 roku. Obaj ludzie pióra o ambicjach literackich,
współtwórcy poetyckiej grupy "Wierzbak” w Poznaniu (20), miłośnicy sztuk
plastycznych, teatru, muzyki itd. – wnieśli do kaliskiego zespołu nowy powiew
energii i wyznaczyli wyższy poziom ambicji kulturalnych.
W tym samym 1961 roku
"Ziemia Kaliska” została włączona w struktury Poznańskiego Wydawnictwa
Prasowego, będącego częścią Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej "Prasa”,
wielkiego koncernu kontrolującego rynek wydawniczy w całym kraju. (21)
Dla kaliskiego zespołu oznaczało to ekonomiczną stabilizację i koniec
codziennych prozaicznych kłopotów, ale także podporządkowanie podwójnym władzom,
w Kaliszu i Poznaniu. Mając zagwarantowane podstawy materialne, pismo jednak
szybko się rozwijało, a w 1965 roku przekształciło się w tygodnik.
W tym miejscu warto
dodać, że mniej więcej w tym samym czasie (na początku lat siedemdziesiątych) w
środowisku kaliskich zakładów pracy (zwolnionych już z obowiązku dotowania
"Ziemi Kaliskiej”) zrodziła się idea wydawania własnych gazet zakładowych. Tak
powstała "Delta”, finansowana przez WSK PZL w Kaliszu oraz "Kaliski
Włókniarz”, utrzymywany przez 7 największych kaliskich zakładów włókienniczych.
Oba tytuły działały aż do momentu wprowadzenia stanu wojennego w 1982 roku, co
po raz kolejny przeczy tezom o monopolu "ZK” na kaliskim rynku prasowym.
(22)
 |
Red. Włodzimierz Łuszczykiewicz |
Natomiast mocno już
zakorzeniona, "Ziemia Kaliska” zaczęła z jednej strony efektywnie korzystać z
pomocy poznańskich twórców (na łamach "ZK” m.in. zamieszczał swoje rysunki
satyryczne i karykatury Stanisław Mrowiński, a małe formy prozatorskie drukował
Bogusław Kogut), a z drugiej strony przyciągała kolejne pokolenia młodych,
zdolnych i ambitnych kaliszan, którzy po etapie "terminowania” w Kaliszu robili
szybkie kariery (nie tylko dziennikarskie) na znacznie szerszym polu. Byli to
m.in. Włodzimierz Łuszczykiewicz (po latach popularny "dziadek Włodek” z Radia
Łódź, współtwórca programu "Lato z radiem”, którego słuchała cała Polska),
Bogumił Kunicki (przyszły dyrektor Muzeum Ziemi Kaliskiej, potem muzeum
regionalnego w Łomży, autor "Ballad Kaliskich”), Andrzej Wanat (krytyk
teatralny i reżyser, który powrócił na kilka lat do Kalisza jako dyrektor Teatru
nad Prosną), Anatol Dubowenko (znakomicie zapowiadający się lecz przedwcześnie
zmarły dziennikarz), wspomniany już wcześniej Marek Truszkowski (wieloletni
dziennikarz "Sztandaru Młodych” i innych makroregionalnych tytułów) czy Ryszard
Chrzanowski (zasłużony potem dla rozwoju lokalnej prasy w innych regionach
Polski) i zapewne jeszcze wielu innych.
Pod kierownictwem
Bohdana Adamczaka "ZK” nie tylko poświęcała sporo miejsca na łamach sprawom
kultury, ale także sama stała się dla lokalnego środowiska ważnym czynnikiem
inspirującym i kulturotwórczym. Adamczak był m.in. jednym z twórców Kaliskich
Spotkań Teatralnych (do dziś najważniejszej dorocznej imprezy kulturalnej w
mieście; a zarazem najstarszego festiwalu teatralnego w Polsce, organizowanego
nieprzerwanie od 1960 roku). Z jego inicjatywy narodził się także tzw. "Salon
Ziemi Kaliskiej”, czyli wędrowna galeria wystawiennicza, prezentująca w
gościnnie udostępnianych pomieszczeniach wystawy fotografii, rysunku, malarstwa
czy rzeźby. Wobec braku w mieście stałej galerii sztuki, "Salon ZK” cieszył się
sporym zainteresowaniem, spełniając zarazem ważną rolę edukacyjną. Do 1976 roku,
kiedy to powstało w Kaliszu pierwsze profesjonalne Biuro Wystaw Artystycznych,
pod patronatem "ZK” przygotowano blisko 60 ekspozycji. Także w późniejszych
latach idea wystaw, inicjowanych przez redakcję, odżywała raz po raz choć już w
nieco innej formule. Podobnych impulsów wychodziło w tych latach z redakcji
więcej (np. plebiscyty na najpopularniejszych kaliskich aktorów, nagrody "ZK”
dla ludzi kultury itp.), choć nie wszystkie okazały się tak chwytliwe,
pożyteczne i trwałe. Natomiast dowodem uznania dla redakcji za tę sferę jej
działalności była Wojewódzka Nagroda "za upowszechnianie kultury”, przyznana w
1962 roku. (23)
Kolejna zmiana na
stanowisku redaktora naczelnego nastąpiła w dość niespokojnym politycznie
okresie, na przełomie lat 1967/68. Ostatnie numery "ZK” w 1967 roku firmowali
już tylko redaktorzy odpowiedzialni: Anatol Dubowenko i Bogumił Kunicki, potem
pojawiło się znów anonimowe kolegium. Dopiero w połowie 1968 (a więc już po
niesławnym "marcu”!) funkcję redaktora naczelnego objął, wspominany już jako
współtwórca "ZK”, Michał Płociński. (Zdaje się, że była to klasyczna
roszada na stanowiskach, w wyniku której Bohdan Adamczak został kierownikiem
kaliskiego oddziału "Gazety Poznańskiej”).
 |
Redaktorzy i wspólpracownicy ZK. Od lewej Wacław Klepandy, Michał Płociński, NN, Miaczysław Leń i Bohdan Adamczak. |
Pod kierownictwem
Płocińskiego pismo znacznie rozszerzyło swą tematykę, co wyszło mu na dobre; a
także wyraźniej określiło się politycznie, co było wówczas warunkiem przetrwania
(dość oczywistym także dla czytelników). Na łamach zaczęła dominować tematyka
ekonomiczna i społeczna, wyraźnie odbijał się też rytm życia politycznego, sporo
miejsca poświęcano organizacjom społecznym czy młodzieżowym itp. W redakcji
pojawiło się kilku nowych dziennikarzy już z pewnym doświadczeniem zawodowym,
których pozyskanie w tym czasie nie było wcale łatwe. Na dłużej związali się z
"ZK” m.in. Stanisław Bator, prowadzący dział rolny i w ogóle problemy wsi;
Halina Kowalewska, odpowiedzialna za sprawy społeczne; Jerzy Lisiecki, który
obserwował i relacjonował lokalne życie polityczne, ale chętnie uciekał też w
inne tematy (często interwencyjne); natomiast o sporcie pisywał bliski
współpracownik redakcji, Rajmund Jankowski. Ponadto do stałego zespołu należała
także Danuta Krawczyńska-Płocińska, prowadząca nieco snobistyczny (jak na tamte
czasy) kącik mody, z czasem rozszerzając swoje zainteresowania także o problemy
społeczne. Mniej więcej w tym samym czasie także ja rozpoczęłam praktykę
redakcyjną w "ZK”, od początku zajmując się głównie sprawami kultury – i tak
już zostało. U schyłku rządów Płocińskiego na krótko dołączył do zespołu w roli
adepta Zbigniew Menes, który dalszych dziejach "ZK” zapisał się niestety
negatywnie.
 |
Red. Danuta Krawczyńska-Płocińska |
Niewątpliwie
najcenniejszym nabytkiem w zespole był fotoreporter Zbigniew Kantorski,
który współpracował z kaliskim redakcjami już wcześniej (głównie z mutacją
"Gazety Poznańskiej”), ale dopiero pod okiem Płocińskiego oddał całe serce
"Ziemi Kaliskiej” na długie lata. Niezwykle popularny i lubiany przez kaliszan,
"Zbyszek” znał w mieście niemal każdy jego zakątek. Wiedział, gdzie i u kogo
szukać informacji, no i cieszył się zaufaniem. Nieustannie biegając po mieście
ze swym aparatem, stał się swoistą "wizytówką” redakcji. A jego, z daleka
rozpoznawalna, lekko zgarbiona sylwetka – w ulubionym bereciku, czarnym golfie,
krótkiej kurteczce i ogromnych butach – mocno wrosła w obraz miasta lat
siedemdziesiątych. (24)
Tzw. "epoka gierkowska”, czasy pozornego dobrobytu na kredyt, przyniosła "ZK” także określone profity. Dobrze
zorientowany w miejscowych układach, a także strukturach Poznańskiego
Wydawnictwa Prasowego, Michał Płociński zadbał przede wszystkim o samodzielny
lokal dla redakcji. Wybrano na ten cel obszerne pomieszczenia na parterze
stosunkowo nowego domu mieszkalnego w pobliżu Rogatki (przy ul. Górnośląskiej
10), które zostały mądrze zaprojektowane i starannie wykonane przez kaliskich
rzemieślników. Dwa eleganckie gabinety, duży hol, sala konferencyjna, ciemnia
fotograficzna, a przede wszystkim niewielkie lecz wygodne, przeszklone boksy z
telefonami dla wszystkich dziennikarzy – stwarzały optymalne warunki do pracy. Z
całej Polski zjeżdżali się wówczas do Kalisza projektanci i szefowie redakcji
oglądać modelową siedzibę "ZK”. (Zresztą sprawdza się ona do dziś, choć warunki
techniczne pracy dziennikarzy znacznie się zmieniły.)
 |
Poczet redaktorów ZK |
Najistotniejszą jednak
zmianą, jaka nastąpiła za czasów Płocińskiego, był nowy podział administracyjny
kraju w 1975 roku, w wyniku którego powstało nowe województwo kaliskie. "Ziemia
Kaliska”, która zawsze starała się wychodzić poza granice miasta, dość
konsekwentnie ciążyła w kierunku historycznej Ziemi Kaliskiej (najdłużej była
kolportowana w Turku, Kole i Koninie). Nowe województwo miało jednak nieco inne
granice. Zostało zlepione z 9 powiatów, przynależnych wcześniej do 3 województw:
poznańskiego (Kalisz, Ostrów, Pleszew, Jarocin, Krotoszyn, Ostrzeszów, Kępno),
łódzkiego (Wieruszów) i wrocławskiego (Syców). A więc jego tereny zostały mocno
wysunięte na południe. Gazeta miała za zadanie zintegrować ten niezbyt spójny
region. I czyniła to skutecznie przez wiele lat, będąc dla mieszkańców jedynym
źródłem informacji o decyzjach władz wojewódzkich. (Nie istniało wówczas ani
lokalne radio, ani telewizja, podejmowano jedynie ulotne próby wydawnicze; a
ogólnopolskie media nie interesowały się lokalnymi sprawami). Oczywiście wraz z
rozszerzeniem granic kolportażu szybko rosły nakłady pisma. Przynajmniej do
czasu, kiedy pojawiły się pierwsze oznaki kryzysu ekonomicznego i wydawcy
zostali znów zmuszeni do limitowania przydziałów papieru.
 |
Red. Michał Płociński |
W ramach porządkowania
rynku prasowego w nowym układzie administracyjnym zapadła decyzja o
przeniesieniu do Kalisza miesięcznika "Południowa Wielkopolska”, który ukazywał
się w Ostrowie także pod egidą Poznańskiego Wydawnictwa Prasowego RSW "Książka
– Prasa - Ruch”. Pismo miało charakter informacyjny, a ponieważ tę rolę
spełniała już w całym regionie "Ziemia Kaliska”, Płociński zabiegał o
przekształcenie "Południowej Wielkopolski” w dodatek kulturalny do "ZK”.
Ostatecznie tytuł przetrwał w Kaliszu jako samodzielny miesięcznik
społeczno-kulturalny. (25) Nigdy jednak nie zakorzenił się w tym
środowisku i z czasem powrócił do Ostrowa. Przetrwało jednak i upowszechniło się
samo określenie "Południowa Wielkopolska”, którego z czasem zaczęto używać na
określenie regionu wymiennie z "województwem kaliskim”, a po jego likwidacji
już w zasadzie wyłącznie.
 |
Red. Maciej Maria Kozłowski |
Kolejny rozdział w
dziejach "ZK” rozpoczął się wraz z nadaniem jej podtytułu "Tygodnik PZPR”
(Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej), co nastąpiło pod koniec 1979 roku.
Nieco wcześniej odwołano ze stanowiska Michała Płocińskiego, a jego miejsce
zajął Krzysztof Imirowicz, politolog, zatrudniony wcześniej w wydziale
propagandy Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Kaliszu. Nowy szef, który pełnił tę
funkcję niespełna rok, miał tę zaletę, że nie próbował sam pisać, ani też
pouczać dziennikarzy, ale też nie bardzo radził sobie z kierowaniem zespołem.
(Zwłaszcza po nagłej śmierci "wiecznego sekretarza” Mieczysława Lenia).
Sprowadzani przez niego dziennikarze z Warszawy i innych większych ośrodków
wyraźnie mieli inne ambicje i szybko uciekali z prowincji. Imirowicz odszedł z
zespołu na przełomie 1980/81 roku, kiedy to - na fali narastającego w całej
Polsce buntu pod hasłami "Solidarności” – dziennikarze zgłosili własną
kandydaturę redaktora naczelnego, którym został w 1981 roku (wspomniany już
nieco wcześniej) Maciej Maria Kozłowski.
 |
Władysław Kościelniak |
Startując tym razem w
okresie politycznego rozluźnienia, nowy naczelny miał początkowo spory margines
swobody. Powrócił więc do korzeni "Ziemi Kaliskiej” i ambicji jej twórców,
dbając przede wszystkim o kulturotwórczą funkcję pisma. Nie narzucał jednak
swych gustów. Przeciwnie - starał się poznać kaliskie tradycje i dziedzictwo
kulturowe. Szukał w nich tego, co najbardziej wartościowe, godne przypomnienia i
kontynuacji. Tropił ślady wielkich kaliszan na przestrzeni wieków i po całym
świecie, budząc w mieszkańcach miasta uzasadnioną dumę z takich koneksji. I na
nowo odkrywając, albo raczej odbudowując tożsamość owej "małej ojczyzny”, jaką
był dla twórców i czytelników "ZK” Kalisz wraz z całą Ziemią Kaliską.
 |
Eligiusz Kor-Walczak |
Otworzył też szeroko
ramy gazety dla współpracowników, którzy podzielali jego idee, dzięki czemu
pismo stało się bardziej polifoniczne. Tak dołączyli do zespołu - często na
długie lata - m.in. dr dr Halina i Szymon Molendowie (badacze tradycji regionu),
Barbara Wiza z Ostrzeszowa (pisarka dla dzieci i oryginalna felietonistka) czy
Urszula Zybura i Marek Brymora (wówczas początkujący poeci). Powrócił na łamy
także Eligiusz Kor-Walczak, kaliski poeta i prozaik, autor popularnych "Legend
kaliskich”; a redakcyjny "nestor”, Władysław Kościelniak otrzymał wreszcie swą
stałą rubrykę "Wędrówki ze szkicownikiem”, która do dziś bije wszelkie rekordy
popularności. Pojawił się też w redakcyjnym kręgu młody i bardzo zdolny
artysta-grafik, Krzysztof Hubert Marks, którego rysunki i grafiki zdobiły łamy
"ZK”. (Niestety ciekawie zapowiadającą się współpracę przerwała tragiczna
śmierć artysty.)
 |
Wanda Karczewska |
W tym okresie na
łamach "ZK” zaczęły się ukazywać także tak znakomite nazwiska, jak Wanda
Karczewska (podówczas najwybitniejsza żyjąca pisarka związana z Kaliszem),
Mieczysław Kościelniak (wybitny artysta malarz i grafik, relacjonujący na łamach
"ZK” swoje przeżycia z obozu w Oświęcimiu i okoliczności śmierci Ojca
Maksymiliana Kolbego, wkrótce potem wyniesionego na ołtarze), a z czasem nawet
emigracyjni twórcy, Józef Garliński z Londynu (autor historycznych książek z
dziejów II wojny światowej, prezes Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie) czy
Jan Winczakiewicz z Francji (poeta, prozaik, malarz) – obaj absolwenci
najstarszego kaliskiego gimnazjum.
 |
Kościelniak Mieczysław |
Powrócił też Kozłowski
do dawnej idei "Salonów Ziemi Kaliskiej”, choć wyznaczył im nieco inny cel –
przybliżanie kaliszanom wybitnych twórców, wywodzących się znad Prosny. W cyklu
wystaw pod hasłem "Kaliskie przypomnienia” pokazał m.in. malarstwo Zygmunta
Karolaka oraz Łucji i Józefa Oźminów, a także ilustracje książkowe Hanny
Czajkowskiej-Kroczewskiej. Pełen inwencji, rzucał także inne nośne hasła, wokół
których wyrastały całe akcje społeczne. Jedną z głośniejszych była próba
odzyskania bezcennej kolekcji waz antycznych, pochodzących z muzeum w
Gołuchowie, które została włączone do zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie.
Powracające raz po raz na łamach hasło "Gołuchowskie do Gołuchowa” wspierało
samotną wcześniej krucjatę kaliskiego lekarza-społecznika, dr Zbigniewa
Kledeckiego. (24)
W pełni świadomy
złożonej sytuacji politycznej, Kozłowski brał na siebie wszelkie niewdzięczne
zadania, jakich władze oczekiwały od pisma nadal noszącego podtytuł "Tygodnik
PZPR”. Nigdy nie cedował tego obowiązku na młodych adeptów dziennikarstwa; a
nazbyt ambitnych i chętnych do wysługiwania się władzom, wręcz ostrzegał, że
kiedyś mogą tego żałować. Bardzo zręcznie ominął również zarządzenia stanu
wojennego, ręcząc własnym słowem za cały zespół, dzięki czemu udało się uniknąć
upokarzającej weryfikacji i podpisywania "lojalek”. Przygarnął też do redakcji
część dziennikarzy z gazet zakładowych ("Kaliski Włókniarz” i "Delta”), które
nazbyt zaangażowały się w walkę polityczną i zostały rozwiązane. W takich okolicznościach pojawili się "ZK” m.in. Bolesław Bertrand (fotoreporter,
zajmujący się także problematyką ekonomiczną, współpracujący z redakcją już w
latach sześćdziesiątych), Zenon Kierzynka (odpowiedzialny za sprawy rolne) i
Edward Antczak (zajmujący się głównie kroniką kryminalną). Nieco później
zasiliły redakcję młodsze kadry: Andrzej Kamiński i Janusz Nowicki (dziennikarze
dość wszechstronni), Stanisław Szewczyk (fotoreporter), Piotr Młoczyński
(specjalista od sportu, duży lecz zmarnowany talent). Okresowo związał się także
z "ZK” bardziej doświadczony publicysta kulturalny, Zbigniew Kościelak.
 |
Red. Zbigniew Kościelak |
W efekcie takiej
polityki nakłady "ZK” już systematycznie przekraczały 50 tys. egzemplarzy
tygodniowo. Jednak w połowie lat osiemdziesiątych, wobec pogłębiającego się
kryzysu gospodarczego i zaostrzającej się sytuacji politycznej, zapadła decyzja
o kolejnej zmianie na stanowisku redaktora naczelnego. Odwołany w 1986 roku
Maciej Kozłowski pozostał w "ZK”, poświęcając się swej ulubionej publicystyce
kulturalnej. (Z czasem z tych pasji narodziła się jeszcze "Literacka Ziemia
Kaliska” i inne cenne inicjatywy). Nowy naczelny, Juliusz Wittich, z
wykształcenia nauczyciel, partyjne szlify zdobywał w gminie Nowe Skalmierzyce.
Nie wystarczyło to jednak do prowadzenia gazety. W tym okresie redakcją de facto
kierował Bohdan Adamczak, zatrudniony jako zastępca naczelnego.
Pierwsze objawy buntu
przeciwko podporządkowaniu gazety rządzącej Partii doszły do głosu z "ZK” pod
koniec 1989 roku, kiedy to – wspólną decyzją dziennikarzy - numer 43 "Ziemi
Kaliskiej” ukazał się bez podtytułu "Tygodnik PZPR”. Wprawdzie część nakładu
poszła wówczas na makulaturę, ale kolejne wydanie już legalnie nosiło podtytuł
"Tygodnik Społeczno-Informacyjny Woj. Kaliskiego”.
Uchwalenie w
początkach 1990 roku sejmowej Ustawy o Likwidacji RSW "Książka – Prasa - Ruch”
otworzyło także przed "Ziemią Kaliską” nowe szanse. Ustawa przewidywała w
zasadzie dwie możliwości przekształceń własnościowych redakcji, należących do
tego wielkiego koncernu. Najpopularniejsze i najcenniejsze tytuły miały być
sprzedane, co było często obwarowane np. zobowiązaniami odstąpienia części
udziałów określonej partii politycznej czy też ograniczeniami wkładu kapitału
zagranicznego itp. Drugą możliwością było stworzenie przez dziennikarzy tzw.
spółdzielni pracy i wystąpienie do likwidatora o nieodpłatne przekazanie tytułu.
Zespół "ZK” zdecydował się na ten drugi wariant. Zwłaszcza, że nikt inny nie
zdradzał zainteresowania losami prasy lokalnej w tym gorącym okresie gwałtownych
przemian, ostrych sporów politycznych i wielkich emocji.
Dziennikarska
Spółdzielnia Pracy "Ziemia Kaliska” zastała powołana 28 kwietnia, a
zarejestrowana 15 maja 1990 roku. Utworzyło ją 15 pracowników "ZK” (obok
dziennikarzy także pracownicy administracji, biura ogłoszeń, a także kierowca i
sprzątaczka), co wiązało się z wymogiem zebrania minimum 10 osób celem
zarejestrowania spółdzielni. Statut DSP "ZK” określał cele spółdzielni bardzo
szeroko: ... wydawanie tytułu prasowego "Ziemia Kaliska”, innych wydawnictw
prasowych własnych i zleconych, wydawnictw o innym charakterze (...);
działalność poligraficzna dla potrzeb własnych i usługowa; kolportaż wydawnictw
własnych i zleconych (...); prowadzenie kampanii informacyjnych i reklamowych...
(27) Zgodnie ze statutem spółdzielnią miał kierować 3-osobowy zarząd,
którego prezes obligatoryjnie pełnił także funkcję redaktora naczelnego. W skład
pierwszego zarządu weszli: Bożena Szal (prezes) Bolesław Bertrand i Renata
Cicharska jako członkowie.
(Tu pozwolę sobie na
autorską dygresję. Przypuszczam, że o moim wyborze przesądziła w znacznej mierze
kwestia pokoleniowa. Starsi koledzy, mocno wpisani w partyjne układy, w nowym
układzie politycznym nie chcieli być zbyt eksponowani. Młodsi nie mieli
wystarczającej wiedzy i doświadczenia, ani też odwagi i wiary w trwałość
zachodzących przemian.) Dyrekcja Poznańskiego Wydawnictwa Prasowego bez oporów
zaakceptowała tę decyzję, dokonując szybkich zmian na stanowisku redaktora
naczelnego.
Występując do Komisji
Likwidacyjnej RSW o przekazanie praw do tygodnika "Ziemia Kaliska”,
dziennikarska spółdzielnia przedstawiła pismo, podpisane przez ostatnich
żyjących założycieli "ZK”: Wacława Klepandego, Władysława Kościelniaka i
Henryka Wrotkowskiego, popierających te starania. A także równie pozytywną
opinię ówczesnego senatora, wybranego głosami mieszkańców Ziemi Kaliskiej,
Edwarda Joachima Wendego – i ona okazała się decydująca! Z dniem 1 stycznia 1990
roku Komisja przekazała DSP "ZK” prawa do tytułu i majątku redakcji (a były to
stare biurka, maszyny do pisania, telefon i telefaks). Spółdzielcy przyjęli tę
schedę "w ciemno”, dopiero potem dowiadując się, że gazeta jest dochodowa i ma
niezłą kondycję ekonomiczną. Aby jednak nie przerwać rytmu jej wydawania, trzeba
było ostro wziąć się do pracy.
Pierwszy zarząd DSP
"ZK” już na starcie wyznaczył sobie szybie tempo pracy i ambitne plany. W
krótkim czasie powstało od podstaw samodzielne wydawnictwo prasowe z pełną
obsługą organizacyjną, techniczną i finansową. Spółdzielnia stworzyła też własny
kolportaż, dopełniający sieć "Ruchu”, w tym czasie mocno niewydolną i
praktycznie zanikającą; a także nowy system biur ogłoszeń na terenie całego
województwa, gdzie rynek reklamowy rozwijał się bardzo dynamicznie. Dość szybko
udało się też skomputeryzować redakcję, wyposażyć ją w sprawnie działające sieci
łączności. Trudniej było już znaleźć rezerwy papieru czy też lepsze warunki
druku, ponieważ polska poligrafia prasowa była podówczas mocno przestarzała i
przeciążona.
Jednocześnie trwały prace nad ewolucyjnym
profilowaniem pisma - tak, aby nie utracić dotychczasowych czytelników, a stale
pozyskiwać nowych. Oznaczało nie tylko otwarcie gazety na nowe obszary życia
społecznego i nieobecną dotąd na łamach problematykę (np. "białych plam” w
historii Polski, politycznych rozrachunków, kwestii religii i kościoła –
zwłaszcza w kontekście wizyt Jana Pawła II w Polsce), ale także bardziej
krytyczne spojrzenie na rzeczywistość i szukanie nowego języka, bardziej
adekwatnego do retoryki tamtych czasów. Generalnie gazeta wskazywała i popierała
te kierunki przemian, które dawały szansę na lepszą przyszłość dla całego
społeczeństwa. Niemałą sztuką było też ułożenie sobie współpracy z wszystkim
siłami politycznymi, które dochodziły wówczas do głosu. Ponieważ "Ziemia” była
jedynym nośnym tytułem lokalnym, musiała być też otwarta na wszystkie opcje. I
całkiem nieźle te rolę spełniała, dbając przede wszystkim o zachowanie równowagi
politycznej na łamach. (O tych wszystkich procesach, a także o modelu
spółdzielczego wydawnictwa prasowego pisałam na podstawie naszych wspólnych
doświadczeń w pracy zbiorowej pod red. prof. Aliny Słomkowskiej "Kontrowersje
wokół transformacji prasy 1989-1992”.) (28)
Pierwsze lata
spółdzielczych rządów były okresem niezwykle ciężkiej pracy, ale też
błyskawicznego rozwoju gazety i całej firmy. Tygodnik systematycznie powiększał
swą objętość i nakład, umacniając jednocześnie autorytet i pozycję poważnego
pisma opiniotwórczego. W tym okresie wielkich przemian, wobec rosnącego
zapotrzebowania na szybką informację i sensowny komentarz, zapadła decyzja o
uruchomieniu w 1992 roku (obok głównego wydania "ZK” ukazującego się w piątki -
w nakładzie około 65 tys. egz.) drugiego wydania w tygodniu (wychodzącego we
wtorki – w nakładzie ponad 20 tys. egz.), które początkowo sprzedawało się
znakomicie i miało być przymiarką do ewentualnego przekształcenia tygodnika w
dziennik. Edycje świąteczne czy tzw. specjalne osiągały jeszcze wyższe nakłady,
łącznie rzędu 100 tys. egz. tygodniowo. Jeśli przyjąć (wg, kryteriów
prasoznawczych), że każdy egzemplarz gazety statystycznie trafia do rąk 4 osób,
a województwo kaliskie zamieszkiwało wówczas około 350 tys. mieszkańców,
należałoby przyjąć, że gazeta docierała do wszystkich czyli rynek został w pełni
nasycony. Takich wyników "ZK” nie miała nigdy wcześniej ani później. Nie
osiągała ich też żadna inna gazeta lokalna w Wielkopolsce. (29)
DSP "Ziemia Kaliska”
okazała się nie tylko samowystarczalna, ale także wysoce dochodowa. Połowę swych
przychodów pozyskiwała ze sprzedaży nakładu, drugą połowę z reklam. Dość
podobnie kształtowały się główne koszty firmy, tzn. wydatki na papier i druk
były porównywalne z funduszem płac. Tu warto dodać, że w ciągu dwóch lat zespół
stałych pracowników spółdzielni zwiększył się z 15 do 30 osób (z czego połowę
stanowili dziennikarze). A płace, choć hamowane przez tzw. podatek od
ponadnormatywnych wynagrodzeń, znacznie przekroczyły średnią krajową. Obok
tradycyjnych świadczeń z funduszu socjalnego, dziennikarze mieli też
zagwarantowane inne zwyczajowe przywileje zawodowe (ryczałty telefoniczne i
samochodowe, dłuższe nawet 6-tygodniowe urlopy i półroczne "na poratowanie
zdrowia”, bezpłatne kursy języka angielskiego itp.) Nadwyżki finansowe, rosnące
z roku na rok, przeznaczane były m.in. na nowoczesne wyposażenie techniczne
redakcji, zakup samochodu do transportu gazet, domku letniskowego w Antoninie
itp. W dalszych planach Zarząd DSP przewidywał uruchomienie tzw. pracowni
offsetowej, gdzie miały być wykonywane wszelkie prace przygotowawcze do druku
(na ten cel spółdzielnia pozyskała już dodatkowe pomieszczenia w tym samym
budynku). W perspektywie rozważano zakup tzw. maszyny rotacyjnej i utworzenie w
Kaliszu drukarni prasowej. Partnerami w tym przedsięwzięciu mały być redakcje z
Konina i Sieradza, jak również Kaliska Drukarnia Akcydensowa, co mogło ją
uchronić przed bankructwem.
Niestety model
spółdzielni pracy, w której każdy członek (nawet kompletnie niekompetentny czy
wręcz nieuczciwy!) miał równorzędny głos, okazał się strukturą dość trudną do
zarządzania. Zwłaszcza w warunkach totalnej demokracji i wolnego rynku. Każda
nawet najprostsza decyzja wywoływała niekończące się kłótnie i spory, w których
kondycja spółdzielni i jej dalsze losy liczyły się mniej niż prywatne animozje i
partykularne interesy. Kolejne zarządy, którymi od 1993 roku kierowali z
mizernym powodzeniem: Elżbieta Bielewicz, Renata Cicharska i Grzegorz Szymański,
rezygnowały więc z realizacji ambitnych i trudnych zadań, koncentrując się
raczej na utrzymaniu istniejącego stanu. Podejmowano niestety także
nieprzemyślane i błędne decyzje, jak przedwczesne wprowadzenie kolorowego druku,
co wiązało się ze drastycznym wzrostem ceny gazety i gwałtownym spadkiem jej
sprzedaży. W tym czasie zaczęły się już pojawiać inne lokalne tytuły prasowe, z
reguły prywatne, a więc lepiej zarządzane i szybko rozwijające się. Powstało
także lokalne radio "Centrum” w Kaliszu, co postawiło pod znakiem zapytania
sens wtorkowego wydania "ZK”, które z czasem stało się głęboko deficytowe. Nikt
jednak nie był w stanie podjąć decyzji o jego likwidacji. Natomiast ze zwykłego
wygodnictwa zrezygnowano z własnego kolportażu, co też wpłynęło na efekty
sprzedaży. (30)
Poważnym ciosem dla
coraz słabszej spółdzielni była likwidacja województwa kaliskiego z początkiem
1999 roku, co spowodowało spadek czytelnictwa zwłaszcza na krańcach byłego
województwa. Najpierw zrezygnowano z kolportażu "ZK” w Wieruszowie i Sycowie,
potem także w Jarocinie. W końcu główną bazą czytelniczą tytułu stał się głównie
Kalisz i Ostrów.
Z upływem czasu
zmieniała się też sama gazeta, wyraźnie rezygnując ze swej społecznej misji,
poziomu i ambicji. Młodzi ludzie, którzy zasilili zespół w latach
dziewięćdziesiątych (Daria Kubiak, Bogdan Kowalczyk, Mariusz Kurzajczyk, Ryszard
Bińczak, a nieco późnej także Andrzej Kurzyński) zdają się traktować
dziennikarstwo raczej jako rzemiosło - lepiej lub gorzej wykonywane – a nie
"zawód społecznego zaufania”, o co walczyły (niestety bezskutecznie) starsze
pokolenia dziennikarzy. Ta pokoleniowa zmiana i niebezpieczne zbliżanie się
gazety do modelu "tabloidu” zniechęciły do "ZK” sporą grupę tradycyjnych
czytelników. Być może pozyskały też nowych, ale dowodów na to nie ma, bo
bezpośrednie kontakty czytelników z redakcją zanikły.
Świadomość, że w DSP
"ZK” źle się dzieje, była powszechna już wśród spółdzielców już w połowie lat
dziewięćdziesiątych. Niestety ustawodawcy nie doprowadzili do końca nowelizacji
prawa spółdzielczego. I nie stworzyli możliwości przekształcenia spółdzielni
pracy w spółkę, ani też innych form przeobrażeń, które dałyby szansę na
wyłonienie bardziej odpowiedzialnego zespołu. W tej sytuacji Grzegorz Szymański
zaproponował pół-legalny (acz w tamtym okresie podobno tolerowany) sposób
ominięcia przepisów poprzez stworzenie spółki, do której spółdzielnia jako
właściciel wniesie tytuł i majątek "ZK”, a następnie odsprzeda udziały w tej
spółce potencjalnym partnerom. Choć było to balansowanie na granicy prawa, część
spółdzielców, skuszona złudnymi perspektywami finansowymi, przystała na takie
rozwiązanie.
Poważnych
kontrahentów, zainteresowanych kupnem udziałów w owej spółce, było dwóch:
Oficyna Wydawnicza "Głos Wielkopolski” w Poznaniu oraz POLSKASPRESSE Oddział
"Prasa Poznańska”, agenda niemieckiego koncernu prasowego Passauer Neue Presse,
który już wcześniej zakupił wielkopolski dziennik "Gazetę Poznańską”, pomału
monopolizując cały liczący się wielkopolski rynek prasowy. Partnerzy
zaproponowali identyczne kwoty. Wydawca "Głosu Wielkopolskiego” gotów był
jednak pozostawić spółdzielni "ZK” 50 procent udziałów w spółce wraz z
wszelkimi gwarancjami (m.in. stałego zatrudnienia) wynikającymi z prawa
spółdzielczego. Niemiecki koncern był zdecydowany wyłącznie na zakup całej
spółki. Walne zgromadzenie spółdzielni zdecydowało się oczywiście na pierwszy
wariant, zacznie korzystniejszy dla ogółu członków i pracowników spółdzielni.
Mimo, iż zapadły w tym
względzie wiążące uchwały, w wyniku zakulisowych działań spółka w 2000 roku
trafiła w ręce drugiego kontrahenta, co wzbudziło uzasadnione podejrzenia o
korupcję. Spółdzielcy, którzy poczuli się oszukani, nosili się z zamiarem
dochodzenia sprawiedliwości na drodze sądowej. Ostatecznie taki proces wytoczyła
niemieckiemu koncernowi Oficyna Wydawnicza "Głos Wielkopolski”. Wyrok w tej
sprawie jednak nigdy nie zapadł, ponieważ wydawca "Głosu” wkrótce potem
zbankrutował - i tak drugi najpoważniejszy poznański dziennik znalazł się także
w rękach niemieckich.
Nowy właściciel "ZK”
gwarantował w momencie kupna, że ...nabędzie tytuł "Ziemia Kaliska” w celu
dalszego wydawania czasopisma "Ziemia Kaliska” przy zachowaniu dotychczasowego
tytułu oraz odrębności redakcyjnej i organizacyjnej. "Ziemia Kaliska” nie
będzie połączona organizacyjnie, ani też nie będzie podlegała kaliskiemu
oddziałowi "Gazety Poznańskiej”. Redaktor Naczelny "Ziemi Kaliskiej” będzie
podlegał bezpośrednio Prezesowi lub Pełnomocnikowi POLSKAPRESSE sp.z o.o. Odział
Prasa Poznańska w Poznaniu... (31) Niestety te deklaracje okazały się
bez pokrycia. Nowy wydawca po kilku latach zlikwidował samodzielność pisma,
łącząc je najpierw z bankrutującą "Gazetą Poznańską”, a po jej upadku z
"Głosem Wielkopolskim”. W nowym układzie "ZK” została pozbawiona redaktora
naczelnego, stając się już tylko oddziałem poznańskiej redakcji. I tam też
kreowana jest jej polityka, która generalnie zmierza – według niemieckich
wzorców - w kierunku dalszego obniżania poziomu i epatowania czytelników
pseudo-sensacyjkami.
Odtąd gazeta jest
typową mutacją poznańskiego "Głosu Wielkopolskiego” która w codziennych
wydaniach zamieszcza nieliczne informacje kaliskie, jednak sprzedaż tej edycji
jest śladowa. Natomiast w piątki redakcja dołącza do dziennika (tylko na terenie
kilku powiatów b. województwa kaliskiego) jako dodatek tzw. wydanie magazynowe
"Ziemi Kaliskiej”, które drukowane jest w nakładzie rzędu 20 tys egz. (32)
Głównym celem "ZK” ma być wspieranie dziennika, nawet kosztem kaliskich
czytelników.
W nowej strukturze
zespół "ZK”, choć obciążony przygotowaniem także codziennych wydań, został
mocno okrojony. Kierownictwo koncernu jako pierwszych pozbyło się głównych
sprawców aliansu kaliskiego pisma z niemieckim wydawcą, Grzegorza Szymańskiego i
Zbigniewa Menesa. (Zapewne w obawie przed grożącymi im procesami i całym
przykrym odium tej sprawy.) Nieco później zwolniono jeszcze kilku innych
dziennikarzy. Zlikwidowano także etaty administracyjne, część biura ogłoszeń i
cały zespół komputerowy, którego obowiązki również przejęli dziennikarze.
Zamiast spodziewanych profitów, gros dawnych pracowników DSP "ZK” znalazło się
więc na bezrobociu; pozostali dostali tylko dodatkowe obowiązki.
Jakie będą dalsze losy
"ZK”? Czy uda jej się wrócić do korzeni, odzyskać tożsamość, niezależność i
dawną pozycję? – Szanse na to są coraz mniejsze... Choć jest ona nadal
najsilniejszym tytułem na kalisko-ostrowskim rynku, jej dawną rolę pomału
przejmują nowe pisma, które mają znacznie większe szanse rozwoju. Być może
kiedyś "ZK” jeszcze kiedyś złapie wiatr w żagle. Na razie jednak pomału acz
nieuchronnie przechodzi do historii. Dlatego zależało mi na tym, aby była to
historia niezakłamana. Starałam się przypomnieć przede wszystkim ludzi i ich
czyny - te piękne, ale i te niesławne – bo takie jest życie. Opierałam się po
części na dokumentach, ale też na własnych doświadczeniach i wspomnieniach,
przekazywanych przez starszych kolegów. Mam świadomość, że są to dzieje niepełne
i uproszczone. Wierzę jednak, że pobudzą one także innych ludzi z kręgu "Ziemi
Kaliskiej” do spisania swych refleksji. Może kiedyś złoży się z tego jakaś
książka? "Ziemi Kaliska” na pewno na to zasługuje.
Tekst otrzymałem od red. Bożeny Szal, trochę zmieniony opublikowany jest w "Roczniku Kaliskim” Tom XXXVI, KTPN 2010.
Ten link przeniesie Cię na górę strony
Przypisy:
- 1. Halina Tumolska, Społeczne funkcje prasy kaliskiej po
transformacji ustrojowej. "Rocznik Kaliski” Tom XXXV, KTPN, Kalisz 2009.
- 2. Tamże. str. 126-127.
- 3. Na temat "Ziemi Kaliskiej” powstało wprawdzie kilka prac
magisterskich, ale ich wartość merytoryczna była niewielka. Wszelkie naukowe
opracowania dziejów prasy kaliskiej kończą się z reguły na przełomie XIX i XX
wieku, rzadko i tylko fragmentarycznie wybiegając w lata międzywojenne.
Najważniejsza pozycja z tej dziedziny to opracowanie Krzysztofa Walczaka
Czasopisma kaliskie XIX i początków XX. Studium Bibliologiczne, wydana przez
Kaliskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk w Kaliszu w 2005 roku. Choć warto też
odnotować (dostrzegającą już istnienie omawianej "ZK”) Bibliografię prasy
kaliskiej (1805-2005) Bogumiły Celer i Ewy Andrysiak, wydaną także przez
KTPN w 2005 roku. Podobne opinie na temat stanu badań dziejów powojennej
kaliskiej prasy potwierdziła również wystawa "200 lat prasy w Kaliszu”,
przygotowana w tym samym jubileuszowym roku przez KTPN, Książnicę Pedagogiczną
im. A. Parczewskiego i Biuro Wystaw Artystycznych w Kaliszu (wernisaż 25
października 2005 r.).
- 4. Byli to m.in. prof. Edward Polanowski, prof. Krzysztof
Walczak, prof. Ewa Andrysiak, dr dr Maria i Henryk Wrotkowscy, Bogumił Kunicki,
dr Tadeusz Baranowski, dr dr Halina i Szymon Molendowie, Jerzy Splitt, dr Danuta
Wańka, dr Grażyna Schlender... i inni.
- 5. Jakkolwiek sama "ZK” nie doczekała się bogatej
bibliografii, ludzie z nią związani, zasłużeni także na innych polach
działalności zawodowej i społecznej, pojawiają się w licznych opracowaniach i
wydawnictwach naukowych. Słownik Biograficzny Wielkopolski południowo-wschodnej
(ziemi kaliskiej ), wydawany w Kaliszu w latach 1998 (tom I pod red. Hanny
Tadeusiewicz), 2003 (tom II pod red. Danuty Wańki)) i 2007 (tom III pod red.
tejże, zamieszcza m.in. biogramy zasłużonych redaktorów naczelnych "ZK”:
Jerzego Kuczyńskiego (tom I, str. 166), Michała Płocińskiego (tom II
str.179-180) i Macieja Marii Kozłowskiego (tom II, str. 119-120); a także
wieloletniego sekretarza redakcji Mieczysława Lenia (tom II, str. 132-133) oraz
bliskich i wiernych współpracowników pisma. Jest wśród nich kaliski poeta i
prozaik, Eligiusz Kor-Walczak (tom II, str. 231-232) i autorka książek dla
dzieci, Barbara Wiza z Ostrzeszowa (tom II, str. 238); są też lokalni historycy,
Bogumił Kunicki (tom III, str. 231-233) i Henryk Wrotkowski (tom II, str.
240-242), jak również badacze tradycji kulturalnej Kalisza: Edward Polanowski
(tom I, str 167), Halina Sutarzewicz (tom I, str. 266-267), Szymon Molenda (tom
III str. 287-288) i autor bezcennych kaliskich wspomnień, Tadeusz Pniewski (tom
I str. 231). Z szerszego grona ludzi kultury i nauki, wspierających "Ziemię
Kaliską” swym autorytetem własnych biogramów doczekali się w tym wydawnictwie
m.in. - teatrolog, badacz dziejów kaliskiego teatru, Stanisław Kaszyński (tom
III, str.200-201); krytyk i reżyser teatralny, Andrzej Wanat (tom II, str.
222-233); pisarka i poetka, Wanda Karczewska (tom III, str. 196-197); publicysta
i autor historycznych książek, Józef Garliński (tom III, str. 139-140); uznany
artysta malarz i grafik, Mieczysław Kościelniak (tom III, str. 215-216) czy też
niezwykle uzdolniony lecz przedwcześnie zmarły artysta grafik, Krzysztof Hubert
Marks (tom II, str. 136-137).
- 6. Swoje wspomnienia i refleksje – z reguły na łamach samej
"Ziemi Kaliskiej” - zamieszczali m.in. pierwsi profesjonalni redaktorzy gazety,
m.in. Michał Płociński, Bohdan Adamczak, Mieczysław Leń. Ale i rekordzistą w tym
względzie jest na pewno Władysław Kościelniak, który powracał do tej tematyki
wielokrotnie i przy różnych okazjach. Informacje o powstaniu "ZK” można znaleźć
m.in. w takich jego pozycjach książkowych, jak Kronika miasta Kalisza
(KTPN Kalisz 2005) czy Leksykon kaliski (Kalisz 2008).
- 7. Władysław Kościelniak, Leksykon Kaliski . Wyd.
EDYTOR, Kalisz 2008, str. 285.
- 8. Przedwojennej "Ziemi Kaliskiej” poświęcona została praca
Danuty Wańki "Ziemia Kaliska 1930-32”: bibliografia zawartości
(Kalisz 1990) w serii Katalogi i Bibliografie nr 6, zawierająca obszerny wstęp.
W styczniu 2011 roku ukaże się w bibliofilskim periodyku "Akapit” artykuł
"Ziemia Kaliska” czasopismo Towarzystwa Przyjaciół Książki w Kaliszu
autorstwa Ewy Andrysiak i Krzysztofa Walczaka.
- 9. Pełny skład Komitetu Założycielskiego "Ziemi Kaliskiej” z
1957 roku oraz tekst ulotki "Do Mieszkańców Ziemi Kaliskiej”, jaką wówczas
wydał, jak również inne podstawowe dane o piśmie i jego metamorfozach, a także
ludziach z nim związanych, starannie zweryfikowane i usystematyzowane,
zamieszcza nieduża, niskonakładowa (100 egz.) broszura Ludzie ze stopki
"Ziemi Kaliskiej” Joanny Mąkoszy, wydana z okazji 35-lecia istnienia
"Ziemi Kaliskiej”.
- 10. Joanna Mąkosza, Ludzie ze stopki "Ziemi Kaliskiej”
1957-1992. Indeks. Informator. Wyd. Wojewódzka i Miejska Biblioteka
Publiczna im. Adama Asnyka. Kalisz 1992. str. 10.
- 11. Informator miasta Kalisza na rok 1957 (opracowany
przez Leona Michalskiego i Michała Płocińskiego) podaje adres redakcji "ZK”:
ul. Targowa 4/12 i telefon z numerem 11-21. W innych dokumentach pojawia się
wprawdzie drugi adres: ulica Nowotki 9a. Oba jednak wskazują na ten sam budynek,
siedzibę Komitetu PZPR (obecnie gmach WBK), który po prostu ma dwa wejścia od
strony różnych ulic. (Ulica Nowotki nosi obecnie imię prof. Alfonsa
Parczewskiego.)
- 12. Przez wiele lat za najdłużej ukazujące się pismo kaliskie
uchodziła "Gazeta Kaliska”, która narodziła się w 1893 roku, a wychodziła (z
2-letnią przerwą na początek I wojny) do 1939 roku (w sumie 44 lata). "Ziemia
Kaliska” w 2007 roku obchodziła już jubileusz 50-lecia nieprzerwanej
działalności.
- 13. Ryszard Bieniecki, Postawy organizacyjne i rozwój
kultury i nauki w Kaliszu w latach 1945-75. W: Dzieje Kalisza. Praca
zbiorowa pod redakcją Władysława Rusińskiego. Wydawnictwo Poznańskie 1977.
- 14. Poznaj Ziemię Kaliską. Biuletyn informacyjny PTTK w
Kaliszu. Pod redakcją Wacława Klepandego. Kalisz 1956.
- 15. Michał Płociński, Nie tylko do trzech razy sztuka,
"Ziemia Kaliska” 1982, nr 18, str. 1-6
- 16. "Ziemia Kaliska” 1957, nr 1. Pełny tekst listu Marii
Dąbrowskiej zamieszcza też cytowana już broszura J. Mąkoszy "Ludzie ze stopki”.
- 17. W. Kościelniak, Leksykon... op.cit. str. 285
- 18. J. Mąkosza, Ludzie... op.cit. str. 6-7
- 19. W. Kościelniak. Leksykon... str. 285
- 20. Wiek Wierzbaka. Głosy poezji i Prozy. Pod red.
Mariana Grześczaka. Wyd. Media Rodzina. Poznań 2006
- 21. W 1973 roku koncern ten wchłonął także wydawców książek i
kolporterów, tworząc jeszcze silniejszą Robotniczą Spółdzielnię Wydawniczą
"Książka-Prasa-Ruch”. W jej strukturach "Ziemia Kaliska” ukazywała się aż do
roku 1990, kiedy to prawa wydawnicze do tego tytułu otrzymała Dziennikarska
Spółdzielnia Pracy "Ziemia Kaliska”.
- 22. Włodzimierz Muth. Początki prasy zakładowej na terenie
Kalisza. "Rocznik Kaliski" tom VIII, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1975,
str. 358-362
- 23.. W. Kościelniak, Leksykon... str. 125
- 24. Zbigniew Kantorski (prawdziwe imię: Zdzisław) był typem fotoreportera-dokumentalisty. Fotografował nie tylko najważniejsze wydarzenia w mieście i regionie, ale przede wszystkim utrwalał to,
co się wokół niego zmieniało. Stare doróżki i nowoczesne autobusy miejskie,
rozsypiające się chaty pod słomą i wielkomiejskie bloki czy też znikające
zabytkowe budowle, po których dziś już nie ma śladu. Robił zdjęcia nie tylko na
potrzeby redakcji, ale przede wszystkim "ku pamięci” - tak, jakby chciał
zatrzymać czas. Kilkakrotnie prezentował swoje fotografie (jeszcze czarno-białe)
na wystawach, poświęconych metamorfozom miasta, rozmaitym rocznicom czy
jubileuszom. Jego przebogate (niestety niezbyt uporządkowane) archiwum zostało
zakupione przez władze miasta i zdeponowane w Muzeum Ziemi Kaliskiej.
- 25. Halina Kowalewska, "Południowa Wielkopolska” – stary tytuł, nowe treści. "Rocznik Kaliski” Tom XIII,
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1980, str. 347-349.
- 26. Zbigniew Kledecki, dr nauk med. - specjalista chorób
serca, wieloletni ordynator oddziału kardiologii w kaliskim szpitalu, zasłużony
prezes Kaliskiego Towarzystwa Lekarskiego, redaktor i wydawca biuletynu
informacyjnego "Aesculapius”, a następnie "Zeszytów Naukowych KTL”. Jako poseł
na Sejm z rekomendacji Stronnictwa Demokratycznego jeszcze w czasach PRL składał
interpelacje w sprawie zwrotu do Gołuchowa kolekcji waz antycznych. Starania
zakończyły się częściowym sukcesem. Muzeum Narodowe w Warszawie zwróciło
gołuchowskiemu muzeum około 30 eksponatów mniejszej wartości, przechowywanych w
magazynach. Podstawowa kolekcja (ponad 200 waz) nadal jest eksponowana w
Warszawie.
- 27. Statut Dziennikarskiej Spółdzielni Pracy "Ziemia
Kaliska”, uchwalony podczas walnego zebrania 28 kwietnia 1990 roku i
zarejestrowany w Sądzie Rejonowym w Kaliszu 15 maja 1990 roku. Rozdział I,
paragraf 5.
- 28. Bożena Szal, Spółdzielnia jako wydawca prasy. (Próba
analizy na przykładzie Dziennikarskiej Spółdzielni Pracy "Ziemia Kaliska”)
W: Kontrowersje wokół transformacji prasy polskiej (1989-1992) Pod red.
Aliny Słomkowskiej. Warszawa 1993.str. 220-224.
- 29. Informacja pochodzi z Komisji Likwidacyjnej RSW w
Poznaniu, która badała, jak radzą sobie na nowym rynku prasowym młode
spółdzielnie dziennikarskie.
- 30. Na podstawie szczątkowo zachowanych dokumentów
finansowych i statystycznych oraz dorocznych sprawozdań Zarządu i Rady
Nadzorczej DSP "Ziemia Kaliska”
- 31. Umowa przedwstępna zawarta w Kaliszu w dniu 31.05.2000
roku pomiędzy: Oficyną Wydawniczą "Ziemia Kaliska” sp. z o.o. z siedzibą w
Kaliszu ul. Górnośląska 10, którą reprezentują: Grzegorz Szymański - Prezes,
Elżbieta Bielewicz – Członek Zarządu, Edward Antczak – Członek Zarządu (...) a
POLSAKAPRESSE Sp. z o.o. Oddział Prasa Poznańska z siedzibą w Poznaniu ul.
Grunwaldzka 19, którą reprezentuje Yann Gontard – Pełnomocnik Zarządu (...).
Paragraf 6.
- 32.Według publicznie składanych oświadczeń Renaty
Cicharskiej, obecnie kierownika oddziału POLSKAPRESSE w Kaliszu.
Ten link przeniesie Cię na górę strony
|
|
|