Czasopismo Ziemia Kaliska

25 LAT PÓŹNIEJ...

nie tylko do trzech razy sztuka...(1)

„Ziemi Kaliskiej" stuknęło 25 lat.

     W życiu człowieka to dużo, a zarazem mało. W dziejach gazety to jednak bardzo wiele. Charakter człowieka kształtuje się od najmłodszych lat i mniej więcej w 25 urodziny wiadomo co z niego wyrosło. Człowiek prawy z zasadami czy też giętki i bezwolny. Z gazetą, obojętnie czy to miesięcznik, tygodnik czy dziennik — jest inaczej.

Redaktor Michał Płociński
Autor artykułu redaktor Michał Płociński

O jej obliczu, o tym co znajdujemy na jej łamach, decydują tak liczne okoliczności, że trudno je nawet w przybliżeniu wyjaśnić. Gdyby jednak mówić o niektórych, to na pierwszym miejscu trzeba postawić sytuację społeczno-polityczną w kraju, regionie i środowisku; przypisanie do określonej partii, stronnictwa, ugrupowania; znajomość adresata... Kolejnym, niezmiernie istotnym warunkiem powodzenia pisma i jego rozwoju jest umiejętność trafiania do odbiorcy, pozyskania jego sympatii nawet wówczas, gdy pisze się o sprawach dla niego nawet wręcz przykrych. A to już zależy od kierownictwa redakcji, od sprawności pióra każdego dziennikarza i wyczucia sytuacji, od uczuciowej więzi wszystkich piszących, zarówno z własnym pismem, jak i tymi, dla których się pisze — z czytelnikami.

Czy „Ziemia Kaliska” przez całe ćwierćwiecze lub chociażby przez te 23 lata, w jakich byłem z nią bardzo mocno lub luźniej związany, umiała uszanować czytelnika właściwym wyborem kierunku i dobrymi, dającymi się czytać tekstami? Byłbym chyba największym zadufkiem, gdybym tak twierdził. Nie oznacza to jednak, że się nie staraliśmy, że pisaliśmy, bo nam za to płacono i pensję i wierszówkę, a oddając sekretarzowi redakcji teksty nie interesowaliśmy się już ich dalszym losem, ich rezonansem po ukazaniu się na łamach. Wręcz przeciwnie. Każda uwaga była wysłuchiwana, analizowana, przetrawiana, chociaż nie zawsze była miła. I wręcz źle się czuliśmy, gdy któryś ważniejszy artykuł przeszedł bez echa.

Dlaczego wspominam już na początku o owym, jakże nieodzownym emocjonalnym powiązaniu ze środowiskiem i własnym pismem, o wsłuchiwaniu się w głosy i rezonanse? Chyba dlatego, że „Ziemia Kaliska” utworzona została przez grupę takich właśnie entuzjastów i zapaleńców, poświęcających bezinteresownie swój czas na pisanie tekstów, czuwanie w drukarni, kolportowanie...

Ziemia Kaliska nr 1 maj 1957 Pierwszy numer „Ziemi Kaliskiej”, miesięcznika regionalnego ukazał się przed 1 maja 1957 roku, a więc po pamiętnym październiku. Niektórzy badacze dziejów „Ziemi”, także młodsi koledzy redakcyjni, którzy przeczytali pierwsze akapity „odredakcyjnego” słowa uważają więc, że to Październik i powiew odnowy pozwoliły na powołanie pisma o większych nieco ambicjach i zasięgu niż ukazujące się w wielu powiatach okazjonalne gazetki. Prawda jest inna. Po prostu Październik przyczynił się do pozytywnego załatwienia słanych od wielu miesięcy do Warszawy pism, chociaż i wówczas gotowy już pierwszy numer prawie cztery miesiące przeleżał w kaliskiej drukarni i przed wypuszczeniem go w świat trzeba było jeszcze to i owo poprawić, przełamać.

W pierwszych zamysłach nie miał to być zresztą wcale miesięcznik lecz tygodnik, może nawet dziennik. Takie przynajmniej plany w wiosennych miesiącach 1956 roku snuli: ówczesny kierownik artystyczny teatru, przedwojenny redaktor „Bellony” Apoloniusz Zawilski; profesor gimnazjum, w czasie studiów współpracownik poznańskich dzienników, Mieczysław Leń i niżej podpisany, kierujący od połowy 1953 roku oddziałem „Gazety Poznańskiej”. Największymi zwolennikami dziennika, wówczas gdy „ziarno zostało posiane”, okazali się Józef Wojtyś i Leon Michalski, obaj współpracownicy dzienników, pierwszy przed wojną i po wojnie, drugi tylko po wojnie. Po opracowaniu odpowiednich założeń programowych, prognoz finansowych i czytelniczych (przed wojną Kalisz miał cztery dzienniki! Iluż to ludzi czekających na własną gazetę!) pojechał do redakcji „Dziennika Łódzkiego” Leon Michalski proponując dostarczanie do Kalisza pierwszych stron i dodrukowywanie na miejscu jednej lub dwóch ostatnich. Tak, jako praktykowano przed wojną. Propozycja została przyjęta i zaraz storpedowana przez Poznań, bo „odżywają dawne ciągotki do województwa łódzkiego”. Fiaskiem zakończyła się też kolejna próba uruchomienia dziennika z „zasięgiem na całą, historyczną Ziemię Kaliską”, przy Spółdzielni Usług Różnych, której prezes Wittich postawił jeden tylko warunek: „będziecie żyli tylko z tego, co zapracujecie”. Warunek ten, może mieliśmy się mylić (?) bardzo nam odpowiadał. Nie odpowiadał jednak władzom wojewódzkim. Trzeba było więc zaczynać „od małego”, jak nam powiedziano, tym bardziej że i władze miejskie chciały pisma, które z okazji zbliżającego się jubileuszu 1800-lecia miasta „ukazałoby w całej pełni jego początki i dzieje”. Nie muszę dodawać, że te same idee mieliśmy również i my, szukając szans wydawania dziennika, bodaj mutowanego, własne z racji zbliżającego się jubileuszu. Skoro jednak trzeba było zaczynać od maluczkiego...

Sekretarz Mieczysław Leń
Sekretarz redakcji Mieczysław Leń

Zgodnie więc z tradycją, chyba nie tylko kaliską, powołane komitet założycielski składający się z 28 osób*), reprezentujących środowiska kulturalne Kalisza, Konina, Koła, Turku i Słupcy. W takich bowiem granicach postanowiono na początek kolportować pismo, chociaż redakcja już od pierwszego numeru zmuszona była sięgać do czującego związki z Kaliszem Ostrzeszowa i Pleszewa. Rezultatem kilku zebrań było w pełni demokratyczne wybranie zespołu redakcyjnego: naczelny — prof. Józef Korcala, zastępcy — Jerzy Kuczyński i Michał Płociński, sekretarz — Mieczysław Leń, redaktor techniczny — Władysław Kościelniak oraz członkowie kolegium — Stanisław Szypulski, Waldemar Wróbel i Jerzy Kwieciński (z Warszawy). Kwieciński zresztą, jak sam o tym wspomina, wiązał redakcję ze stolicą, — z wieloma żyjącymi tam kaliszanami, starał się o zezwolenie na druk.

Był więc zespół, trwały starania o zezwolenie na druk a profil wciąż nie był ukształtowany. Tradycjonaliści i historycy starali się przekonać młodszych, iż jubileusz 18 wieków miasta zobowiązuje do ukazania historii i tradycji; młodsi, że również dniem dzisiejszym żyje Kalisz. Krzysztof Dąbrowski, prowadzący wówczas badania archeologiczne w Kaliszu, późniejszy wieloletni zresztą współpracownik i przyjaciel pisma, dziś już nieżyjący, na sesji Miejskiej Rady Narodowej zgłosił wniosek, by „Ziemia Kaliska” była kwartalnikiem poświęconym przede wszystkim dziejom najdawniejszym. Ponieważ nie był jednak w ścisłym zespole redakcyjnym, w rezultacie dobieraliśmy teksty w miarę możliwości tak, żeby był wilk syty i owca cała. Najważniejszy był jednak fakt, że komitetowi założycielskiemu z kasy miejskiej przyznano 10 tys. zł dotacji na wydawanie pisma. Można już było złożyć zlecenie w drukarni, przekazać teksty do składu W przyszłości miało się okazać, że tylko koszt druku pierwszego numeru wyniósł aż 18 tys. zł i na wydanie kolejnych nie starczyło pieniędzy.

Czegóż jednak nie można dokonać wierząc we własne siły i „utajone rezerwy czytelnicze”, mając na dodatek przyjaciół wśród drukarzy i w samej dyrekcji. — Drugi więc numer, mimo nie zapłaconego rachunku, wydrukowany został w drukarni kaliskiej. Zlecenie na druk trzeciego i czwartego ulokowaliśmy w Warszawie, w drukarni więziennej. Nad ich szatą graficzną miał czuwać Jurek Kwieciński. Okazała się więcej niż gorsza, bo redaktor techniczny do więzienia nie miał wstępu, a i koszt był niewiele niższy niż w Kaliszu. W rezultacie, czwarty numer, już z Jerzym Kuczyńskim na czele, bez prof. Korcali, który w czasie druku pierwszego numeru szybko złożył rezygnację, po trosze do tego zmuszony przez zespół, drukowaliśmy w Kaliszu. Piąty... W bezpośrednim redagowaniu piątego już nie uczestniczyliśmy.

W znacznej mierze dlatego, żeby nie przeszkadzać w pozyskaniu dysponującego forsą patrona-wydawcy, gdyż drukarnia na zapłatę dłużej nie chciała czekać, a z trzech tysięcy numerów sprzedaliśmy zaledwie połowę, wykorzystując do ulicznego kolportażu nawet harcerzy po niedzielnej sumie. A takim właśnie wydawcą-patronem mógł się stać PAX, z którym za wspólną zgodą w dzisiejszej „Wiedeńskiej” pertraktował Mieciu Leń. Pan Fabrycy, reprezentujący to stowarzyszenie i dysponujący niezbędnymi uprawnieniami, chyba nawet z Warszawy, gwarantował wszystko, czego tylko redakcja będzie potrzebowała. Do przejęcia przez PAX jednak nie doszło, tym niemniej jako człowiekowi z określonymi przekonaniami wypadało mi odejść. Do zespołu z liczącym się słowem wszedł Józef Wojtyś, wówczas członek Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, mający możliwość wnioskowania o finansowe popieranie pisma, szczególnie, że jubileusz 1800-lecia był coraz bliższy. Mimo to pismo ukazywało się raz na dwa lub trzy miesiące i długi w drukarni rosły. W początkach 1959 roku, przejmując decyzją PMRN ponownie pismo wspólnie z Zygmuntem Myślińskim, etatowym pracownikiem PAP, mieliśmy do zapłacenia drukarni ponad 100 tys. zł, ale — jak odnotowano w protokole — w numerach do sprzedania blisko ćwierć miliona.

W tym miejscu powinienem powiedzieć chociaż kilka słów o profilu miesięcznika, jego inicjatywach. Na łamach, mimo częściowej zmiany zespołu, przeważały treści historyczne i ukazujące dawniejsze znaczenie miasta, w podobnym kontekście sąsiednie powiaty. Było też wiele o przygotowaniach do jubileuszu i... szansach do wykorzystania.

Jedną z szans, licząc według rangi, była wyższa uczelnia, drugą — stacja telewizyjna, trzecią — uczynienia z Kalisza ośrodka turystycznego ze skansenem, odnowionymi zabytkami, czwartą — wydawnictwa.

Z propozycją powołania w Kaliszu wyższej uczelni oficjalnie, na sesji Miejskiej Rady Narodowej w dniu 28 marca 1958 roku, wystąpił radny Tadeusz Pniewski. Nieoficjalnie starania takie czyniono już wcześniej a propozycję wysunięto na łamach „Ziemi Kaliskiej”. Głos Pniewskiego spowodował, że postanowiono: „...wykonując życzenie Rady, a właściwie całego społeczeństwa, Prezydium wystąpi z memoriałem o zlokalizowanie w Kaliszu wyższej uczelni, najprawdopodobniej o charakterze technicznym”. Fakt, że mamy dzisiaj w Kaliszu filie, że istnieją już od szeregu lat punkty konsultacyjne studiów zaocznych, zawdzięczać należy w pewnym stopniu redaktorom miesięcznika i wielu ściśle z nimi związanym działaczom.

Dlaczego jednak nic mamy wyższej uczelni w pełnym tego słowa znaczeniu? Prawdopodobnie z powodu bardzo prozaicznego — braku odpowiedniego pomieszczenia, kadry. A pomieszczenia mogły być, gdyż swego czasu — o tym pisaliśmy już w dwutygodniku — Ośrodek Szkolenia Młynarskiego uzyskał niezbędne kredyty i przygotował dokumentację na wybudowanie drugiego, prawie identycznego obiektu jak ówczesne Studium Nauczycielskie, tyle te z drugiej strony, via a vis Pogotowia Ratunkowego, na pustych do dzisiaj placach. Budowa jednak nie doszła do skutku, bo dyrekcja Studium Nauczycielskiego nie wyraziła zgody, aby przeznaczyć pod zabudowę część przylegających do Studium ogródków, na których oba budynki by się stykały. Sprzeciw był tym dziwniejszy, że już wówczas dyskusyjne było istnienie w Kaliszu ośrodka szkolenia młynarskiego i rysowała się szansa przejęcia zupełnie nowego gmachu na wyższą uczelnię.

Druga inicjatywa, te stacja telewizyjna. W pamięci kaliszan, także dziennikarzy — pisał o tym niedawno na łamach red. Bohdan Adamczak w artykule WSK Jako kuźni kadr — utrwaliło się, iż to załoga WSK zainicjowała budowę przekaźnika. Tymczasem... W numerze 3(7) datowanym marzec-kwiecień 1958 znajdujemy redakcyjny apel: „Drodzy Czytelnicy! Redakcja nasza wychodzi do Was i do całego społeczeństwa Kalisza z inicjatywą godnego uczczenia Jubileuszu XVIII wieków. Proponujemy wybudowanie i oddanie do użytku w roku jubileuszowym Kaliskiej Stacji Telewizyjnej im. „Adama Asnyka”. Niebawem też ta sama sprawa podniesiona została na sesji MRN przez dr Tadeusza Pniewskiego, rozpoczęto oficjalne starania i zbieranie funduszów a budowy przekaźnika — już niestety - nie stacji — podjęli się działacze Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego z niezwykle aktywnym Jerzym Ogrodniczakiem na czele. Może więc znowu — drobny plusik dla redakcji?

A wydawnictwa? Władysław Kościelniak, od pierwszego numeru zaangażowany w prace redakcyjna miesięcznika, kierował biurem przygotowującym jubileusz i nie bez jego współudziału kompletowano zespół, przygotowujący wydanie trzech tomów „XVIII wieków Kalisza”. Wcześniej jeszcze, wymienieni już uprzednio, wydali przy współpracy PTTK składankę zdjęciowo tekstową „Kalisz”, „Kalendarz kaliski 1958” oraz „Informator kaliski 1957” z pierwszym w powojennej historii czarno-białym planem miasta, na którym jednak cenzor skrzętnie wymazał wszystkie przejścia przez rzekę i miejskie kanały, mimo że dobiegające do nich ulice pozostały. Wyretuszowany został również dworzec kolejowy. Plan ten zresztą służył nie tylko turystom, ale i miejscowym władzom przez następnych kilka lat.

W tym miejscu o miesięczniku chyba już dość. Byłbym jednak niesprawiedliwy, gdybym nie wspomniał o współudziale w jego redagowaniu lub współpracy Wacława Klepandego, ówczesnego kierownika muzeum, Zygmunta Pęcherskiego pracującego w Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Koninie, Bogusława Koguta, ówczesnego posła na Sejm, Jana Wernera i Stanisława Małachowskiego z Warszawy, Wandy Karczewskiej, Eligiusza Walczaka, ks. Stanisława Librowskiego, Andrzeja Chorzewskiego, Henryka Wrotkowskiego, Wandy Melcer, Bogdana Bladowskiego, Stanisława Jaśkiewicza, Zbigniewa Kantorskiego, Michała Misiornego, Tadeusza Petrykowskiego, pomijając już tak istotne sprawy jak napisanie tekstu specjalnie dla „Ziemi” przez Marię Dąbrowską, wykonanie rysunków przez Tadeusza Kulisiewicza, nadesłanie artykułu z wieloma wskazówkami aktualnymi do dziś przez Władysława Kwiatkowskiego, redaktora bibliofilskiej wartości miesięcznika „Ziemia Kaliska” w latach 1931—1932, który staraliśmy się w pewnym stopniu nieudolnie naśladować...

MICHAŁ PŁOCIŃSKI

*) W skład Komitetu Założycielskiego „Ziemi Kaliskiej” wchodzili: (nazwiska przepisuję z wydanej ulotki) Wacław Klepandy, prof. mgr Józef Korcala, Stanisław Gorgol, Stanisław Szypulski, Andrzej Chorzewski, Maria Nowak, Władysław Kościelniak, mgr Jerzy Kuczyński, red. Jerzy Kwieciński, prof. Mieczysław Leń, mgr Aniela Wende, inż. Tadeusz Wehr, inż. Bronisław Koszutski, dr Tadeusz Pniewski, dr Stanisław Kwirynowicz, Tadeusz Kaczmarek, inż. Mieczysław Niedźwiecki, Paweł Kołowrocki, Leon Michalski, mgr Michał Płociński, Leszek Głowniak — Koło, Wacław Domański — Turek, Zbigniew Pęcherski — Konin, Zygmunt Bielaj (tak, ten sam!) — Konin, Wojciech Sypniewski — Słupca, prof. Henryk Wrotkowski.

Ziemia Kaliska nr 18 (1020), 1982, str. 1 i 6

Ten link przeniesie Cię na górę strony
Nie tylko do trzech razy sztuka(2)

W poprzednim artykule bardzo skrótowo omówiłem starania kaliszan o utworzenie własnego pisma. Nie wspomniałem jednak, co słusznie już w czasie jubileuszu 25- lecia „Ziemi Kaliskiej" zarzucili mi współtwórcy miesięcznika, o periodykach poprzedzających "Ziemię". A liczące się periodyki były dwa. Biuletyn informacyjny Oddziału PTTK "Poznaj Ziemie Kaliską" i "Gazeta Kaliska".

Pierwszy numer biuletynu „Poznaj Ziemię Kaliską" ukazał się z datą styczeń—luty 1956 roku. Inicjatorem wydawania biuletynu i „rozprowadzania wśród członków i kół PTTK i za odpłatnością wg kosztów własnych" był nowo wybrany w dniu 3 stycznia 1958 r. Zarząd Oddziału PTTK. Organizatorem zespołu redakcyjnego, autorzy większości ukazujących sit tekstów, człowiekiem powielającym teksty i kolportującym kolejne numery, był ówczesny kustosz Muzeum Ziemi Kaliskiej, zarazem aktywny działacz PTTK. Wacław Klepandy.

„Gazeta Kaliska" jako miesięcznik dwóch komitetów Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej - Miejskiego i Powiatowego, była w lepszej sytuacji, bo jej redaktorzy: Mieczysław Leń, Leon, Michalski i niżej podpisany nie musieli troszczyć się o koszty druku, kolportaż. Była więc drukowana w Kaliskich Zakładach Przemysłu Terenowego a kolportowana przez „Ruch". Po wydaniu czterech numerów skończył się jednak jej żywot. A skończył się w głównej mierzę dlatego, że w rezultacie starań instancji partyjnych redakcja „Gazety Poznańskiej" zdecydowała się poświęcić cztery razy w tygodniu prawie trzy czwarte kolumny na zamieszczanie „Wiadomości Kaliskich". Napisanie i opracowanie w każdym tygodniu ponad 3.5 tysiąca wierszy tekstów przekraczało możliwości dwóch etatowych pracowników — Teresy Hoffman i niżej podpisanego. W pracy tej wspierali ich przeto m. in. Jerzy Kuczyński, Tadeusz Kaczmarek, Teresa Wehr, Mieczysław Leń, Krzysztof Dąbrowski, Władysław Kościelniak i liczni korespondenci terenowi, wśród których do najaktywniejszych zaliczyć należało Józefa Pytasińskiego, Józefą Mrozińskiego, Bogusława Pieczykolana, Henryka Żebrowskiego, Stefana Góreckiego, Adama Tudalskiego w wielu, wielu innych.

Oddzielny to jednak temat, może o tyle istotny, że przygotowywał współpracowników przyszłego miesięcznika, później dwutygodnika. Wróćmy więc do miesięcznika.

WYDAWAĆ CZESCIEJ, PISAĆ ATRAKCYJNIEJ

Pod koniec roku 1958 zarówno zespół redakcyjny miesięcznika, jak i władze administracyjno-polityczne Kalisza zdawały sobie sprawę t tego, że periodyk o treści prawie wyłącznie historycznej, odnotowujący post factum niektóre tylko ważniejsze wydarzenia w regionie. nie ma większych szans na zdobycie czytelników. Pierwotne nakłady z 5500, 5100 i 3000 egzemplarzy od numeru ósmego ograniczono do 2500 a i te w części tylko znajdowały nabywców. Tymczasem rok jubileuszowy miasta. 1960. był tuż, tuż i należało zacząć szerzej omawiać nie tylko wydarzenia sprzed lat. ale również współczesne problemy gospodarcze, społeczne i kulturalne. Domagały się tego nie tylko kręgi miejscowej inteligencji, ale przede wszystkim załogi zakładów pracy — ówczesnej Pluszowni, Bielarni, Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego. Robotnicy o potrzebie wydawania w Kaliszu „pisma dla wszystkich" mówili na zebraniach partyjnych, na plenarnych posiedzeniach Komitetu Miejskiego. na konferencjach. Fakt ten zasługuje na tym wyraźniejsze podkreślenie, że właśnie wśród załóg zakładów pracy kolejne zespoły redakcyjne w następnych latach miały największe poparcia i że właśnie z ich inicjatywy wychodziły z Kalisza pisma o zwiększenie objętości, nakładu, częstotliwości wydawania.

W początkach roku 1959, prawdopodobnie w lutym lub marcu, bo dokładnej daty nie pamiętam, zapadła decyzja, że „Ziemia Kaliska" przekształcona zostanie w dwutygodnik, jej wydawcą będzie Prezydium Miejskiej i Powiatowej Rady Narodowej, a dziennikarze zatrudnieni na etatach. Chwilowo jednak nie było w Kaliszu dziennikarzu chętnych, do podjęcia pracy etatowej i o „podesłanie" fachowców zwrócono się do KW PZPR w Poznaniu. W międzyczasie. na okres rozruchu, na współnaczelnych powołano uchwałą Prezydium MRN, przy akceptacji PPRN Zygmunta Myślińskiego, absolwenta Wydziału Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego kierownika Oddziału PAP i niżej podpisanego. kierującego Oddziałem „Gazety Poznańskiej". Obaj wyraziliśmy zgodę pod warunkiem, te nazwiska nasze nie zostaną ujawnione naszym pracodawcom. W rezultacie Zygmunt Myśliński występował jako Wiktor Bromicz, a ja jako Marian Starski.

Prezydia rad narodowych podjęły także uchwały w sprawie finansowania dwutygodnika: po 120 tys. zł rocznic. Resztę — na wypłacanie poborów, wierszówkę, zakup papieru, druk itp. redakcja miała zarobić sama. Za sprzedany nakład ty ilości o tys. egzemplarzy po 2 złote, za ogłoszenia. Zanim doszło do pierwszego zebrania likwidacyjno-założycielskiego Komitet Miejski PZPR wygospodarował dwa pokoje na drugim piętrze, w sąsiedztwie oddziału „Gazety Poznańskiej" i obiecał pomoc w pozyskaniu przez redakcję ogłoszeń.

DECYDOWAĆ MOŻE TYLKO EYDAWCA

Pierwsze zebranie nie należało do najspokojniejszych. Może dlatego, nie pytając c zdanie członków dotychczasowego zespołu redakcyjnego zaangażowaliśmy kierownika wydawniczo-finansowego, może też z tego powodu, że trochę inaczej widzieliśmy treść nowego dwutygodnika. W rezultacie przez kilka godzin zamiast mówić e merytorycznych założeniach pisma spieraliśmy się o to, kto też ma podpisywać delegacje, zlecenie do drukarni i naciągać zobowiązania finansowe. Zwyciężyli, większością głosów, zwolennicy podpisywania wszystkiego przez przedstawicieli Prezydium MRN. Gdyby tak się stało, redakcja zaczęłaby funkcjonować jedynie jako podwydział, na takich zasadach jak działało wówczas muzeum, biblioteka i niektóre inne instytucje podporządkowane władzom miejskim. Na taką podległość nie zamierzaliśmy w żadnym przypadku się zgodzić. Podzielał nasze zdanie ówczesny sekretarz propagandy KM PZPR Henryk Botor. Nazajutrz więc, wczesnym rankiem, zanim jakiekolwiek Informacje mogły dotrzeć do Prezydium. poszedł do przewodniczącego MRN Józefa Kuznowicza kierownik wydawniczo-finansowy pisma, Karol Chodkiewicz i przedłożył do akceptacji nowe wzory podpisów upoważniające do dysponowania kontem redakcji. Akceptację uzyskał i sprawa, kto o czym ma decydować — zestala przesądzona.

Kilkanaście dni później rozpoczęliśmy dość szeroko zakrojona akcję zapewniania środków finansowych. Komitet Miejski PZPR zaprosił do swojej sali dyrektorów największych zakładów przemysłowych, I sekretarz KM Zygmunt Śmiłowski powiedział kilka słów o powstającym dwutygodniku, ja trochę szczegółowiej o jego założeniach, a sekretarz Botor o celowości deklarowania kwot na ogłoszenia, jakie w przyszłości zostaną zamieszczone. Jako pierwszy 12 tys. zł zadeklarował dyrektor naczelny Pluszowni Bąkowski. Po nim posypały się inne. Po 2, 5, 10 tysięcy. Ponieważ jednak deklaracje mogły się okazać pustymi słowami. do kolejnych mówców podchodził Karol Chodkiewicz i podsuwał do podpisu specjalnie przygotowane zobowiązania. Zanim narada dobiegła końca, miał w swojej teczce podpisane zobowiązania na ponad 100 tys. zł.

WIĘCEJ DZIAŁÓW NIŻ W DZIENNIKU

Kompletowanie zespołu redakcyjnego okazało się trudniejsze nit pozyskanie pieniędzy. Przede wszystkim dlatego, że poza Karolem Chodkiewiczem i sekretarką Aliną Zgórską każdy gdzieś pracował. W rezultacie pozostało nam. utworzyć jak najwięcej działów i dostosować je do zainteresowań lub obszaru działania konkretnych osób. Po kilku miesiącach zespół dziennikarzy poznańskich oceniający dwutygodnik za okres od 1 maja do 1 listopada 1959 r. wytknie nam, że takie małe pismo a ma więcej działów niż „Gazeta Poznańska". W każdym razie pierwszy numer dwutygodnika, podobnie jak dwa lata wcześniej miesięcznik, ukazał się przed 1 maja.

W połowie maja. już po wydaniu drugiego numeru, funkcję redaktora, naczelnego objął Jan Kraśny, dziennikarz z wieloletnim stażem w prasie poznańskiej, redaktora technicznego młody wiekiem i stażem Seweryn Drozdowski (Jerzy Kassyan), sekretarzem pozostał Mieczysław Leń zastępcami Zygmunt Myśliński i ja. przy czym Zygmunt zbierał i opracowywał materiały z powiatów sąsiednich., głównie Konina i Turku, ja z powiatu kaliskiego. Józef Wojtuś z miasta, Jerzy Kuczyński prowadził dział kulturalny. Stanisław Buczyński dział społeczno-partyjny, Andrzej Chorzewski dział ekonomiczny. Władysław Kościelniak zajmował się sprawami graficznymi, a Eligiusz Walczak korektą.

Redakcja miała również swoich stałych współpracowników. Bogdan Śladowski, wówczas sędzia Sądu Powiatowego, dzisiaj Sądu Najwyższego pisał felietony, udzielał też porad prawnych odpowiadając na listy czytelników. Stanisław Jaśkiewicz podrzucał wypisy ze starej prasy l najdawniejszych wydawnictw, Krzysztof Dąbrowski chwalił się swoimi odkryciami archeologicznymi. Tadeusz Malanowski dawnymi dziejami Kalisza. Pisał też Jerzy Kwiatkowski, Leszek Prorok, Jadwiga Zagłocka, Zbigniew Pędziński, Henryk Wrotkowski, Ryszard Szczepaniak, Eligiusz Walczak.

„ŻYWOTY ŚWIĘTYCH"

Czy „Ziemia Kaliska" mające w podtytule „dwutygodnik społeczno-kulturalny" przynosiła interesujące mieszkańców treści i nosiła znamiona pisma o takim właśnie profilu? Na pierwszy trzon pytania wypada mi odpowiedzieć chyba twierdząco, bo jak napisano w ocenie zespołu KW PZPR „nakład wynosi ( tys. egz. przy zwrotach 8—10 proc." oraz „za ostatni okres pismo wykazuje zysk 20 tys. zł". Jak na warunki powiatu kaliskiego, w nieznacznym, tylko stopniu konińskiego, turkowskiego i kolskiego, przy nikłej ilości kiosków „Ruchu", było to bardzo dużo.

Natomiast co do treści. Wertując dzisiaj pożółkłe już, prawie rozsypujące się kartki nędznej klasy papieru, znajduje się artykuły i reportaże godne oka i dzisiejszego czytelnika. Tuż obok tą jednak tekściki prościutkie i naiwniutkie, sprawozdania i informacje typowe dla dziennika, niektóre kwalifikujące się jedynie do kosza lub wewnątrzredakcyjnego kącika humoru i satyry. Być może, te jest to tylko moje odczucie i nabyty przez lata nawyk krytycznego ocenienia wszystkiego co kwalifikowałem do druku lub ukazało się na lamach, czego nie mogli mi nigdy wybaczyć koledzy redakcyjni, zwłaszcza wówczas, gdy a niedostatecznym zaakcentowaniu niektórych problemów mówiłem w szerszym niż redakcyjne grono. Nawiasem mówiąc Jurek Lisiecki pytel mnie wprost: — Czy ty kiedykolwiek będziesz zadowolony z tego, co sam zrobiłeś? Co my jako zespół zrobiliśmy?". Chyba nie, bo wszystko co się robi, można robić jeszcze lepiej. ciekawiej. Może więc będzie lepiej jeśli przemilczę to, co chciałbym sam powiedzieć i odwołam się do pisanych ocen zespołu poznańskich dziennikarzy.

Oceny te, niestety, nie są również najkorzystniejsze, chociaż ich autorzy w pewnych momentach przeczą sami sobie. Pierwsza taka niekonsekwencja dotyczy zarzutu, iż jest to właściwie dziennik skrzyżowany z periodykiem, na dodatek zawierający więcej treści ekonomicznych niż społecznych i kulturalnych. I w tym miejscu mają rację. Na łamach rzeczywiście wiele uwagi poświęcaliśmy przedsiębiorstwom przemysłowym Kalisza, budowie konińskich kopani, rolnictwu. Na pierwszej i drugiej stronie, niekiedy również w różnych kącikach na pozostałych stronach pełno było informacji i sprawozdań niby bieżących, a jednak zdezaktualizowanych w ciągu dwóch tygodni. Czy w ogóle należało to umieszczać? Częściową odpowiedź m to pytanie znajdujemy na innej stronie wspomnianej oceny. Czytamy te niej: „Próbę oceny pisma tego rodzaju co „Ziemia Kaliska" można by w najogólniejszym skrócie sprowadzić do odpowiedzi na pytanie, czy pismo spełnia zadania periodyku regionalnego. Ale jakie są te zadania, czy ktokolwiek je sformułował, czy jasne jest czego oczekuje region od pisma, gdzie zaczynają się, a gdzie kończą jego kompetencje, w jakim stopniu gazeta regionalna uzupełniać ma zadania gazety wojewódzkiej, prasy w ogóle? Odpowiedź nie przyszłaby tu łatwo, choćby te względu na to, że pismo typu „Ziemi Kaliskiej" jest w tej chwili w kraju rzadkością, a wzorów brak. „Ziemi Kaliskiej" przypadło więc z tych względów odegranie roli pioniera przygotowującego model, wypracowującego jak najodpowiedniejsza formę pracy dla periodyku regionalnego".

I w tym miejscu trzeba było brać byka za rogi. Należało tak dobierać informacje, by dotarły one do kogoś, kto tylko czytywał „Ziemię" i zamieszczać artykuły zwracające uwagę czytelnika jut wyrobionego, z pewnym smakiem, wymaganiami. Staraliśmy się to robić na miarę swoich nikłych doświadczeń i jakoś do czytelnika trafialiśmy, co później, przy profilowaniu pisma na tematy poważniejsze nie zawsze się udawało. To już jednak zupełnie inny rozdział. Na zakończenie tego odcinka wspomnień jeszcze może dwie ciekawostki z cytowanej oceny. Otóż autorzy z oburzeniem piszą, że redakcja jest wyjątkowo niekonsekwentne, bo w jednym numerze wieńczy laurami jakieś przedsiębiorstwo, a w następnym, czasem nawet w tym samym, na innej stronie, wytyka niegospodarność, bałagan. Rzeczywiście. Tajemnica tkwiła jednak te tym, iż pierwszy tekst był kryptoreklamą, opłacony i sygnowany przez dział ogłoszeń, drugi natomiast wyrażał stanowisko redakcji. Może tylko źle, że oba teksty tak blisko sąsiadowały.

Druga ciekawostka jest z rodzaju bardziej złośliwych. Zaczyna się s od stwierdzenia, że „...żyją w tym mieście badacze przeszłości historycznej regionu, jak również miłośnicy pamiątek i zabytków, którzy nie podarują żadnej okazji, aby pochwalić się zbiorami, aby popisać się wiedzą o dawnych kolejach miasta i okolicy. Wynalazczość i drobiazgowość wzbudza w tym zakresie nieomal podziw." I dalej: owa skrzętność i pietyzm, jeśli służy czymkolwiek współczesności, to służebność ta sprowadza się wyłącznie do wyszukania jeszcze jednego zacnego, znanego kaliszanina, któremu zdałoby sie wystawić jakiś pomnik, nazwać jego imieniem już nazwaną ulicę czy też zorganizować którąś tam z kolei galówkę. Bywa i tak że tą największą zasługą jubilata było to, iż zatrzymał swe konie na starym, rynku. kaliskim, przed którąś tam oberżą". I na zakończenie: „Co najmniej dziwne jest to, te to Kaliszu rodzili się sami tylko ludzie zacni, o nieposzlakowanej konduicie itp. Doprawdy przydałoby się redaktorom „Ziemi Kaliskiej" więcej krytycyzmu w tym rozwijaniu przed dzisiejszymi obywatelami Kalisza owego radosnego pasma miejscowych „żywotów świętych".

Do tego stwierdzenia nie wypada mi dorzucać swoich uwag. Może tylko tę jedną, że i wówczas, i przez wiele następnych lat aż nadto wiele miejsca poświęciliśmy żyjącym jeszcze a już „świętym” i później, gdy zrzucano ich z cokołów władzy, gdzieś tylko wstydliwie odnotowywaliśmy to w kilku zdaniach. Czy. więc nie lepiej było pisać o zacności ludzi zmarłych?

MICHAŁ PŁOCINSKI

ZK nr 20, 13 czerwca 1982 str.5


Ten link przeniesie Cię na górę strony

Nie tylko do trzech razy sztuka(3)

W pierwszych kilkunastu numerach dwutygodnika, podobnie jak w miesięczniku, dominowała tematyka historyczna i ukazywanie różnych świetlanych kart z przeszłości, co tak ostro zaatakowali w swej ocenie koledzy z Poznania. Nie pozostało więc nam nic innego, jak podjąć próbę nieco innego uprofilowania pisma. Nie było to jednak takie proste, zbliżał sie jubileusz XVIII wieków miasta i o przypominanie dziejów dopominały się nie tylko miejscowe władze ale również nauczyciele. młodzież szkolna. A życzenia czytelników były wówczas dla nas prawie rozkazami bo sami, w pierwszym numerze, rzuciliśmy hasło: „Czytelnicy współredaktorami swego pisma". Jedyne, co nam się udawało, to trochę umiejętniej -wiązać przeszłość ze współczesnością i obszerniej prezentować powojenny dorobek Kalisza i regionu.

Po kilku latach, w roku 1964, kiedy w kraju ukazywało się już kilkanaście pism regionalnych, Mietek Leń zobowiązany został do przewertowania ich zszywek i wygłoszenia referatu na dziennikarskim forum. W referacie tym stwierdził (fragmenty zamieszczone zostały w numerze 6 „ZK" z 1964 r.) m. in. „W większości przypadków pisma regionalne powstawały jako miesięczniki i ten okres częstotliwości decydował o ich charakterze. Większość pism zrodziła się też ze społecznej inicjatywy, w wyniku tęsknot i ambicji środowiska. Zespoły redakcyjne uwzględniając te czynniki starały się w pewnym stopniu spłacić dług w stosunku do społeczeństwa, które niejednokrotnie walnie przyczyniło się finansowo do powstania tych pism. Ukazywano więc świetlane tradycje historyczne danej miejscowości i regionu. Uogólniając można stwierdzić, że pisma regionalne muszą niejako przejść — jak przez chorobę wieku dziecięcego — przez etap — jak ja to określam — historyzujący. Na ogół jednak wcześniej czy później zespoły redakcyjne reflektują się (...) i po wyleczeniu się z choroby historyzowania przeprofilowują swe pismo na bardziej współczesne".

Tak więc w końcu 1959 roku wciąż jeszcze ząbkowaliśmy ł „histeryzowaliśmy".

We wspomnianym referacie Mietek powiedział również kilka słów o najtrudniejszych dla pism regionalnych sprawach i o najważniejszych zadaniach zespołów, z czym zresztą zgodzili się uczestnicy forum. Tak więc: „...najtrudniejszą sprawą jest wypracowanie przez zespoły redakcyjne sposobów takiego ustawienia profilu pisma, który by umożliwiał ukazanie jak zagadnienia wielkiej polityki ekonomicznej, społecznej i kulturalnej odbijają się w życiu danego regionu, jak realizowane są tutaj na dole wytyczne tej polityki jakie napotykają trudności i jakie się ma w tej dziedzinie osiągnięcia, a wreszcie jakie konkretne wnioski wypływają z praktycznej realizacji tej polityki na danym terenie".

Jednocześnie też: „...pismo regionalne musi być rozsądnym głosem społeczeństwa, w którym uwzględnione będą wszystkie słuszne i pożyteczne inicjatywy i żądania ale również głosem, który będzie umiał wyperswadować przerosty ambicji, niemożliwość realizacji takich czy innych postulatów". Recepty te chyba nie straciły do dzisiaj swej wartości.

Tymczasem jednak... CHAIRE KALISIA:

W ostatnich tygodniach 1959 roku zespół redakcji "Ziemi Kaliskiej" zasilił młody i energiczny dziennikarz „Gazety Poznańskiej". zarazem początkujący prozaik z grupy „Wierzbak" — Bohdan Adamczak. Początkowo objął stanowisko sekretarza redakcji a następnie, gdy Janka Kraśnego „spławił" z Kalisza ówczesny, dotychczas niezbyt mile wspominany w mieście I sekretarz KM Władysław Łykowski (nawiasem mówiąc wyleciał później z Kalisza z większym hukiem niż Kraśny) zajął krzesło naczelnego. Dyskusje jak trafić do czytelnika nie hołdując wszystkim jego gustom toczyły się prawie na każdym kolegium, w czasie każdego spotkania. Zaczęło się też skrupulatniejsze dobieranie tekstów do każdego numeru, często słów do każdego ważniejszego tekstu

W pierwszych dniach stycznia 1960 roku wstępniak do numeru na inaugurację jubileuszu 18 wieków Kalisza, jaki miał podpisać przewodniczący Prezydium MRN Józef Kuznowicz pisaliśmy we trzech — Bohdan Adamczak. Mietek Leń i ja. Około północy tekst już był wycyzelowany ale tytuł wątpliwy gdyż żaden z nas nie znał greki, a ponieważ Ptolemeusz, który naniósł Kalisie na mapę był Grekiem, należało dać tytuł po grecku. Uratować nas mógł jedynie profesor Józef Korcala Zmusiliśmy więc Mięcia Lenia żeby sięgnął po telefon i obudził profesora. I dopiero tym sposobem „niech żyje Kalisz" zdołaliśmy napisać po grecku.

W następnych miesiącach .Ziemia Kaliska" mająca w podtytule „regionalny dwutygodnik społeczno-kulturalny", chociaż nadal jeszcze „historyzowała". zaczęła przynosić więcej tekstów literackich, omawiać współczesne zagadnienia społeczno-kulturalne. prezentować regionalne zespoły artystyczne, zamieszczać recenzje teatralne. Ten sam profil utrzymało pismo w czasie zasiadania na stołku naczelnego Macieja Marii Kozłowskiego obecnego naczelnego „ZK" który przyszedł tu w październiku 1960 roku a odszedł ze względów rodzinny po kilku miesiącach oddając znowu ster Bohdanowi Adamczakowi, który zdecydował się jednak w Kaliszu pozostać.

W 1962 roku redakcja „Ziemi Kaliskiej" otrzymała nagrodę wojewódzka w dziedzinie upowszechniania kultury za rok 1961. Wcześniej jeszcze mieliśmy okazję cieszyć się pochwałą zamieszczoną w „Trybunie Ludu" w numerze z 5 września 1960 r. Głosiła ona, że „Ziemia Kaliska” to: „..jedno z najambitniej redagowanych pism lokalnych".

W roku 1963 zespół otrzymał kolejne wyróżnienie: nagrodę urzędu Rady Ministrów za szerokie omawianie problematyki pracy rad narodowych a szczególnie prowadzenie rubryki „Rada zaradzi".

W międzyczasie, bo w marcu 19fil roku spadł nam z głowy najpoważniejszy kłopot — stadnie się o pieniądze na druk, płace, przejazdy — bo „Ziemia” przejęta została przez RSW „Prasa".

KST i K.A.I.R.

W lutym 1P61 roku na łamach Pisma zaczęła się dyskusja w Sprawie zorganizowania w Kaliszu festiwalu teatralnego inaugurującego Wielkopolski Festiwal Kulturalny. Popularyzację celów artystycznych i społecznych tej imprezy zaczął artykuł Michała Misiornego. W maju odbyły sie I Kaliskie Spotkania Teatralne. Uczestniczyło' w nich 10 zespołów teatralnych dając 19 spektakli ocenianych przez jury pod przewodnictwem Wojciecha Natansona i współudziale Bohdana Adamczaka jako sekretarza.

W numerze z 1 października 1961 odnajdujemy artykuł Mieczysława Lenia pod zagadkowym tytułem „K.A.I.R." co po rozszyfrowaniu oznacza: Komitet Aktywizacji i Integracji Regionu. Autor stara się przekonać władze, że powołanie takiego komitetu z udziałem przedstawicieli Kalisza, powiatu kaliskiego, turkowskiego, konińskiego i kolskiego pozwoliłoby „...zająć się sprawą jak najracjonalniejszego wykorzystania bogactw naturalnych regionu, rezerw siły roboczej, podniesienia poziomu rolnictwa, lokalizowania inwestycji towarzyszących rozwojowi wielkiego przemysłu, sieci usług, szkół, spraw polityki kulturalnej itp. Niestety inicjatywa ta, lansowana później przez redakcję pod nazwa Rada Regionu Wschodniej Wielkopolski nigdy nie wyszła poza ramy projektu.

Bez echa, jak dotychczas, pozostały również liczne artykuły w sprawie budowy zbiornika wodnego w Wielowsi Klasztornej. którego wstępny projekt opracowano już w roku 1957. Zbiornika o tyle ważnego, że ujmującego nie tylko w karby kapryśną Prosnę, ale zapewniającego wodę dla Kalisza, Ostrowa i odległych nawet okolic. Budowa tego zbiornika, tak przynajmniej mówiono jeszcze dwa lata temu, miała wejść do planu po roku 1985.

Rezultatów natomiast doczekała się inna. obębniona na łamach ..Ziemi" inwestycja — „jezioro w centrum miasta". No, niezupełnie w centrum i nie na Swędrni a na Pokrzywnicy, ale ostatecznie to wszystko jedno. W każdym razie wypada przypomnieć, że przygotowania do budowy zbiornika na Swędrni były dość daleko zaawansowane a Feliks Hertz w artykule zamieszczonym 26.11.1962 r. roztaczał przed czytelnikami rozkosze wypoczynku nad wodą.

Kolejna inicjatywa zespołu redakcyjnego dwutygodnika, to powołanie instytucji Salonu Ziemi Kaliskiej. Do roku 1976. tj. do momentu „rozkręcenia się" Biura Wystaw Artystycznych w salonie zorganizowano ponad 60 wystaw malarzy, grafików, rzeźbiarzy. fotografików. Z reguły, chociaż z pieniędzmi było krucho, z okazji każdej wystawy wydawaliśmy katalog, salę udostępniało Muzeum, KMPiK, czasem któryś zakład. W „salonach" prezentowali swoje prace nie tylko artyści o wyrobionej już sławie, ale również początkujący absolwenci szkół wyższych. amatorzy, twórcy ludowi. W wielu przypadkach jak np. Staszak z Brudzewa za Turkiem dopiero przez dziennikarzy „odkryci".

„ZWALCZAĆ BĘDZTEMY MARNOTRAWSTWO, KACYKOSTWO..."

4 stycznia 1965 roku „Ziemia Kaliska" ukazała się po raz pierwszy jako tygodnik. Bez dopisków w rodzaju regionalny czy społeczno-kulturalny a jedynie z wypunktowaniem powiatowych centrów: Kalisz, Konin, Kolo, Turek. Zespół redakcyjny w pierwszym numerze zamieścił też swoje credo, którego fragment brzmi: „Pragniemy w dostępny nam sposób, przy wykorzystaniu różnych form dziennikarskich spełniać rolę informatora, kronikarza i komentatora wydarzeń najważniejszych w naszym życiu. Pismo nasze, tak jak dotychczas, dołoży starań aby inicjować i inspirować wiele przedsięwzięć o charakterze ekonomicznym i kulturotwórczym. Nie pozostaniemy obojętni na wszelkie przejawy złej gospodarki, braku inicjatyw, na przypadki bezduszności i biurokracji. Zwalczać będziemy marnotrawstwo _ kacykostwo. opieszałość i brak subordynacji społecznej".

Redaktorem naczelnym był Bohdan Adamczak, zastępcą Włodzimierz Łuszczykiewicz, sekretarzem Mieczysław Leń. To w stopce. A poza stopką: Anatol Dubowenko występujący również jako Andrzej Sawicz, Hubert Pałęcki (Krzysztof Łęcki), Danuta Krawczyńska. Mirosława Kwiecińska-Pikierska, Bogumił Kunicki, Alicia Wojciechowska, Krzysztof Kordes Marian Starski (ja), przez pewien czas Barbara Trzeciak, Anna Żółtek. Na łamy wprowadził swe popularne Bazylki Stanisław Mrowiński, jak zwykle pisał i rysował Władysław Kościelniak, współpracował Marek Wawrzkiewicz. Józef Makowiec Henryk Wrotkowkl. Bogdan Bladowski Andrzej Chorzewski. Eligiusz Walczak. Wcześniej jeszcze bardzo operatywnym dziennikarzem był Ryszard Chrzanowski, pisał Marek Truszkowski, Jan Przywara, Stanisław Broszczak... Gdybym wymienił tu wszystkich i dodał jeszcze ich pseudonimy powstałaby książka telefoniczna. Niech więc mi wybaczą ci. których pominąłem.

Tygodnik powitany został z entuzjazmem a poszerzony zespół z zapałem zaczął odkrywać coraz więcej ludzkich bolączek. Na łamach utrzymały się też tradycyjne tematy: inwestycje, przemysł, rolnictwo, kultura oświata. inicjatywy społeczne problemy Turku, Koła i Kłodawy Unikać zaczęły jednak sprawy Konina, gdyż ktoś z wielkich trzech tamtego terenu oświadczył, że Kalisz właściwie nie ma się tam z czym pchać, bo niebawem będzie tym pod Koninem czym jest Opatówek pod Kaliszem. Redakcja zaczęła też szeroko propagować wypoczynek po pracy i budowę ośrodków wczasowych i kolonijnych, wspólnie z Zarządem Miejskim ZMS powołano poradnie społeczno-prawną a młody wówczas prokurator Aleksander Sip zaczął odpowiadać na listy. Więź z czytelnikami była wiec niby utrzymana a mimo to nakłady nie wzrastały tak, jak się tego spodziewano.

Po jakimś więc czasie redakcja zamieściła ankietę, pragnąc orientować się, jakie rubryki są najchętniej czytane, co należy poprawić lub zmienić. Nadeszło kilkadziesiąt odpowiedzi w miarę obiektywnych, więcej jeszcze potępiających w czambuł wszystko, co się ukazuje. Wniosków właściwie nie można było wyciągnąć zbyt wielu, z wyjątkiem poszerzenia działu listów i „pisania mniej o planach i zbiorach z hektara a więcej o pracy i życiu codziennym". Jeden z dziennikarzy analizujących wyniki ankiety zdenerwował się nawet i napisał, że najbardziej psioczą ci którzy w ogóle „Ziemi" nie czytają, bo krytykują artykuły, jakie nigdy na jej łamach się nie ukazywały. I chyba miał rację, bo w Kaliszu jest taki zwyczaj, że słysząc, że gdzieś dzwonią wskazuje się najbliższą kościelną wieżę.

W roku 1967 podjęcie na łamach kilku spraw. Jakich miejscowa władza nie chciała lub nie potrafiła rozwiązać nie przysporzyło również sympatii zespołowi. Co prawda z okazji jubileuszu 10-lecia uchwałą Prezydium Miejskiej Rady Narodowej wyróżniono redakcję Honorową Odznaką miasta Kalisza, ale po dwóch miesiącach spowodowano, że Bohdan Adamczak z funkcji redaktora naczelnego musiał odejść. Do Łodzi przeniósł się Włodek Łuszczykiewicz, do WSK wrócił Krzysztof Kordes. W rezultacie zespół został tak osłabiony, że aby nie zapełniać numeru materiałami AR-u i Interpressu, ściągano do pomocy dziennikarzy z bratnich redakcji — z Poznania, Gniezna. M. in. z Gniezna przyjeżdżał Jurek Lisiecki. obecny sekretarz redakcji, podpisując pierwsze swoje notatki Jurlis.

Pod koniec roku trzeba było zabrać do kolejnego, już trzeciego, kompletowania zespołu redakcyjnego, ukierunkowywania pisma. Tym razem jednak nie na dodatek, obok pracy w ..Gazecie Poznańskiej" ale na pełnym etacie. Oddzielny to jednak temat.

MICHAŁ PŁOCIŃSKI

ZK Nr 22, 27 czerwca 1982 r.

Ten link przeniesie Cię na górę strony