Wystawa w Muzeum Okręgowym Ziemi Kaliskiej (2002)

Logo Muzeum Okręgowego Ziemi Kalkiskiej Najbardziej wnikliwie, ale też najprościej i najpiękniej napisał o twórczości Krzysztofa Marksa Maciej Maria Kozłowski - zmarły niedawno - dziennikarz, poeta, krytyk sztuki i literatury. Jego tekst zamieszczony w katalogu wystawy prac Marksa, zorganizowanej w trzy lata po śmierci artysty należy tu cytować koniecznie. Pisał go bowiem nie tylko znawca przedmiotu, ale także przyjaciel, nie apologeta bynajmniej.
Twórczość Krzysztofa trudno zdefiniować - można powiedzieć o niej - niespokojna. Jest wciąż pięknym początkiem, któremu brak finału. Kozłowski pisze: Niewątpliwy talent i okresy niezwykłej, wręcz benedyktyńskiej pracowitości, ale tylko okresy, co trzeba tu wyraźnie podkreślić, tkwiąca w nim do końca prawie dziecinna ciekawość zmuszająca do zgłębiania tajemnicy malarstwa i równie chłopięca przekora - "ja też potrafię..."
To wszystko można prześledzić na pierwszej muzealnej wystawie zorganizowanej w 18 lat po odejściu Krzysztofa. Udało się na niej zgromadzić około trzydziestu obrazów (oleje, tempery) i prawie sześćdziesiąt grafik oraz rysunków. Oczywiście nie jest to cała spuścizna po artyście, który - przywołam tu raz jeszcze tekst Kozłowskiego - ...rozstawał się ze swoimi pracami dość łatwo, niemal bezceremonialnie, po prostu przestawały go obchodzić. Mawiał też, że teraz już muszą pójść na swoje własne utrzymanie. Rozdawał je przyjaciołom i znajomym, sprzedawał niemal za bezcen chętnym, których nie brakowało, niektóre płótna przemalowywał, inne odstawiał w kąt pracowni, skąd ginęły w okolicznościach tajemniczych, co zresztą artyście schlebiało na swój sposób. To jednak, co pozostało daje pojęcie o poszukiwaniach Krzysztofa, o jego fascynacjach i próbach oswojenia rozmaitych epok i stylistyk sztuki.
Bez trudu odnajdziemy w jego dziele inspiracje Boschem, lecz i Dalim, Kantorem, Szajną, też ekspresjonizmem i uczciwym realizmem wreszcie.
Krzysztof Hubert MarksNie jest to zarzut. W każdej pracy odbija się przecież osobowość twórcy, jego niepokoje, lęki nadające przynajmniej części tej sztuki klimat dramatyzmu i przeczucia grozy. Ale przecież Krzyś nie był ponurakiem. Był królem życia, kochającym muzykę, literaturę i kobiety. Chętnie powtarzał za Apollinaire'm. definicję intensywnej egzystencji: I pijesz ten alkohol palący jak życie, życie które pijesz jak wódkę obficie... Pisze Maciej Kozłowski: Nie potrzebował cudzej legendy. Miał swoją, co więcej nie zaniedbywał jej narastania, dodawał do niej coraz to nowe, spiętrzające się szczegóły w różnych tonacjach. Chciał być inny (...). Trzeba mu było tez inności życia, innej hierarchii wartości, innych tropów, którymi chadzał. A przecież nigdy nie przybierał masek, twarz miał jasną, otwartą, swej życzliwości, więcej: serdeczności do ludzi, nigdy nie potrafił skryć, nawet wówczas, gdy wypowiadał sarkastyczne słowa o innych (...). Ta wystawa nie powstałaby gdyby nie życzliwość Mamy Krzysztofa - Pani Lucyny Prylińskiej. Z jej zbiorów pochodzi większość prezentowanych prac. Pozostałych użyczyli - w odpowiedzi na apel Muzeum - przyjaciele i znajomi artysty. Im wszystkim serdecznie dziękujemy za pomoc.
Współtwórcą i pomysłodawcą wystawy, autorką aranżacji jest Elżbieta Michalska prowadząca kaliską Galerię za Bramą. Jej także dziękujemy za czas poświęcony organizowaniu pokazu.


O jego twórczości

/.../ Grafika Krzysztofa Marksa z przyczyn niedostatków urządzeń warsztatowych ogranicza się w zasadzie do monotypii i technik mieszanych. Jest więc pod tym względem unikalna, ale zarazem uboższa o niepowtarzalność. Interesujące wszakże jest nie to, że użyta technika ogranicza artystę, lecz przeciwnie - narzuca określoną dyscyplinę dochodzenia do ostatecznych rozwiązań formalnych i kolorystycznych. Prace Krzysztofa Marksa świadczą zaś wymownie o rzadkiej dyspozycji - samokontroli. Wyobraźnia artysty nie poddaje się naporowi tzw. smaczków estetycznych. Jest bogata, ale nie szafuje tym bogactwem.

 


*  *  *

/.../ Marks widzi „niepotrzebne”. Widzi tak dokładnie, jak to, że „szpon jest palczasty”, a „głowa obła”, że „szczur może fruwać na Bikini”. Widzi „tkankę” i kosmos. Widzi niewidzialne po to, aby uczynić zeń jawne. Przypatrzmy się niepotrzebnemu z każdej strony, aby i nasze oczy zaczęły widzieć.

 

*  *  *

Krzysiu, lubię Cię z tysiąca powodów. Za to, że robisz piękne rysunki dla "Ziemi Kaliskiej", a nie popierasz "Południowej Wielkopolski". Za to, że robisz mi awantury i sceny zazdrości o każdy rysunek Władysława Kościelniaka, za to, że od czasu do czasu przychodzisz pożyczyć stówę, co daje mi błogie uczucie, że spełniam dobry uczynek i popieram rozwój kultury i sztuki, za to, że potrafisz zaprosić pół knajpy na wódkę, ale nigdy nie oddasz kropli mleka z butelki, którą niesiesz dla Twej maleńkiej Natalii.

Ale co też Ci - do diabła! - strzeliło do głowy z tą wystawą jubileuszową. Przecież ty nie masz w sobie nic a nic z dostoj­nego jubilata. No, może tylko ta broda w stylu św. Mikołaja,.. Więc jubileuszowej laurki nie będzie. Sam rozumiesz…

 

*  *  *

/.../ Marks jest bowiem zbyt silną indywidualnością. Zbyt wiele ma do zakomunikowania, aby uciekać się do pastiszu, wz­ględnie ulegać eklektyzmom. To czekanie na „moment” prawdy o formie obrasta jednak informacją z zewnątrz. Ostatecznie więc obrasta w jakowąś pospolitą anegdotę i w ten sposób staje się obcy środkiem wyrazu dla niespójnych treści osobistych. Marks dostrzega niewątpliwie te relacje i sprzeczności, toteż często powtarza temat, zacierając po drodze rażące kontrasty, ale są to zwyczajne i zewnętrzne zabiegi, które nie szkodzą dziełu bardziej niż by miały być całkiem zaprzestane i zaniechane.

 

*  *  *

/…/ Prace z pierwszych lat dekady 1971 - 1981 są poetyckimi, lirycznymi w gruncie rzeczy zapisami, Tak jest z filigranowym „Mój Paryż”, podobnie z baśniową w charakterze, może nazbyt ilustracyjną grafiką „Do Guzika. W tej ostatniej pracy jest zresztą widoczne zafascynowanie poetyką marzeń sennych sur­realizmem, któremu najpełniejszy wyraz dał Krzysztof Marks w obsesyjnie erotycznym rysunku piórkiem „Izabelin”.

/.../Na przeciwnym biegunie znajdują się natomiast prace z cyklu „Zangenentbindung" , powstałe w roku 1976. Tu użyte środki są świadomie potraktowane surowo, z gniewną pasją. Działają jak skrócone hasła w publicystycznym artykule – agitce - są jak słowa ściśnięte w krtani, które trudno z siebie wykrztusi , a jeśli już to z gniewną pasją. Inaczej trudno byłoby nie tyle wypowiedzieć ten fragment świata, co swój o nim osąd, trudno go zrozumieć - nie oskarżając go. /…/

Dziesięć lat twórczości Krzysztofa Marksa to postępujący proces dojrzewania artysty pracowitego. Zdolnego także oglądającym jego prace dostarczyć wzruszeń, nie zawsze najprostszych, częściej bowiem ponaglających do myślenia.

 

*  *  *

 Pańską grafikę „Wścieklica” nie tylko się ogląda, ją sie również przeżywa…

 

                                                

*  *  *

/.../ Im bardziej bowiem czytałem /tak właśnie: czytałem/, coraz uważniej to czyniąc, te prostokąty grafik, od lewej ku prawej, od góry w dół stronicy, tym bardziej budziły we mnie i narastały odczucia sumujące się w jedno: że oto przywrócony został mi ulotny dar przeżywania uczuć i myśli kogoś drugiego.

 

Maciej M. Kozłowski    Z wystawy na wystawę
  "Ziemia Kaliska" nr 20/1984

*  *  *

Zatytułowana jest ta wystawa „Życie to nie teatr” /cytat z E. Stachury, ostatnio jakby nadużywany i trawestowany na różne sposoby/. Przedstawione linoryty to nowy, bardzo interesujący rozdział w twórczości tego stale poszukującego artysty. Bardzo osobista, wręcz intymna jest ta grafika, podszyta nie­pokojami i lękami, które nie są nam obce, nam współczesnym, choć nie zawsze do końca tak brutalnie jak K. H Marks uświada­miamy je sobie. Wymagają te prace oglądu skupionego, refleksyjnego, "wczytania się" w treści meandryczne wyrażone metafora­mi trudnymi. Ten swoisty „ogród lęków, niepokojów” wart obejrzenia pod warunkiem, że nie będzie ono pobieżne i powierzchowne.